wtorek, 30 listopada 2010

Pułapki cierpienia

Kogo czcisz każdym słowem i czynem? Jakiego Boga? Czy nie cudzego?
Biblia mówi: Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną.Dlaczego więc poświęcasz całą energię i uwagę, dlaczego cześć oddajesz wyłącznie bogu wygody i przyjemności, bogactwa i bezpieczeństwa?
Bóg jest tym, co przynosi życie, każdą chwilą,  i – przekracza to.
Dlaczegóż więc zabijasz Boga, który obejmuje wszystko? Życie i śmierć, wolność i cierpienie, dobro i zło – i każde przeciwieństwo. Dlaczego oddajesz cześć małemu Bogu? Bo taki jest dobry, lepszy dla ciebie!
Czyż czcząc boga wygody i przyjemności, nie zabijasz brata swego,  a siostry nie kamienujesz? Nie niszczysz życia – cudzego i własnego?
Nitka za nitką  tkasz uzależnienia -  od lęku przed przykrościami. Od nitki do kokonu, od kokonu do kolejnej nitki - czcisz boga ucieczki od niewygody i przykrości. Gonisz za czymś i uciekasz przed czymś – oto twoja  wolność w kokonie cywilizacji.



Znalazłeś właśnie odpowiedź na pytanie, kim nie jest Bóg. Nie jest wolnością pogoni i ucieczki. Tym  stało się jedynie twoje życie. Bez świeżości, bez oddechu, bez chwil brzemiennych światłem dla duszy, bez miłości.
Iluzja kokonu poraża marzeniami duszę poza kokonem. Dusza nie śni o tym. 
Sny przerażonej poczwarki,  błąkającej się po światach –  od bycia gąsienicą, budującą przez cały dany jej czas  kokon bólu z przyjemności w spazmach obżarstwa do wizji bycia jednodniowym motylem – nie są jej snami. .
W tym kokonie spędzisz resztę dni. Albo nie!
Przyjemności przemienią się w cierpienia, ucieczki przed cierpieniem przemienią się w lęk. Taka twoja osobista Eucharystia na opak. Eucharystia przemiany lęku w cierpienie. Czarna msza  życia  i świata, który tworzysz. Albo stanie się inaczej. Nie na opak. Wprost, zgodnie z duchowym prawem. Motyl duszy odleci do nieba. Odleci, lecz teraz, gdy jesteś poczwarką, napełniaj się światłem.

Kokon

Kokon bólu owija się wokół życia
Nitkami przyjemności cierpienia
Niezauważalnie, nitka za nitką
Z materii uzależnień, w ignorancji
Tkasz sieć, lepisz muszelkę na brzegu bezkresu.
Tu pochowasz skarby przed sztormem
Przed przerażeniem
Na wydmach, obok oceanu.

Miłość - luksus życia.

Miłość przekracza, zawsze przekracza.Jest siłą większą niż świat.
Kochaj siebie. Kochaj swoją rodzinę. Kochaj własną ojczyznę.  Przyjaciół, ale również wrogów.
Kochaj – zostaną odmienieni albo nie.
Miłość wypełnia, miłość napełnia. Przelewa się poza każde naczynie i niesie w sobie życie w luksusie. To jej styl - trudny i nieosiagalny dla łaknących osiągnięć. Dlatego luksusowy.
Nawet w ubóstwie, bez środków do życia, gdy płyniesz w strumieniu miłości, jesteś wolny; nawet bez marzeń, w miłości, nie przestajesz być marzycielem – ożywiającym zmarłych i dającym tchnienie cudzym marzeniom, by się ziściły.
Ale pamiętaj: niczego nie szukaj. W miłości bowiem stajesz się pustką napełniającą siebie poprzez bliźniego.

poniedziałek, 29 listopada 2010

Kłamstwo jako przyczyna wojny.

Drzwi do pokoju duchowego i światowego  otwiera prawda. Wyłącznie prawda - zasilana wibracjami energii miłości. I - niestety, nic pomniejszego.


Drzwi od wewnątrz wyglądają tu tak samo, jak od zewnątrz. Ale w chwili rozświetlonego prawdą doświadczenia egzystencjalnego, znikają, stają się zbędne. 


Pojawia się jedność, człowiek zjednoczony ze wspólnotą, wszechświatem i Bogiem.


Człowiek, który wciąż błądzi, upada i grzeszy, na szczęście  nie utracił zdolności do spotykania prawdy na swojej drodze życiowej. Potrafi się podnieść, by pójść przed siebie i odkryć, że życie jest nieskończonym darem, pielgrzymką duchową poprzez historię i kulturę - do wieczności.


Wciąż istnieje nadzieja, że spotkasz się z prawdą twarzą w twarz i odmienisz swe życie. Nie ma przy tym znaczenia, kim jesteś, ani jaką religię wyznajesz. Najważniejsze mieści się bowiem w kochającym  sercu i sumieniu  odróżniającym czyste od brudnego, zdrowe od zainfekowanego, uczciwe od przywalonego hipokryzją i obłudą...


Na szczęście  ciągle potrafimy przechować w pamięci zbiorowej świadectwa osób, o których potem mówimy: tak, to byli nasi święci. Wierzymy, że teraz modlą się za nas w królestwie niebieskim.
Nie święci jednak tworzą historię świata, lecz grzesznicy. Święci tylko nas chronią przed stoczeniem się w otchłań barbarzyństwa. Poprzez modlitwę, poprzez wiarę i miłość. Poprzez przykład godnego oddania się Bogu.


Nie są jednak w stanie doświadczać za nas życia, przekazać nam wprost do umysłu czystego hologramu jedności stworzenia. Dla nas świat, w którym doświadczają Boga,  nie jest raczej dostępny w doświadczeniu. 


Mieszkamy w miejscach, gdzie toczy się wojna dobra ze złem, w sferach dualizmów, które dzielą. Oddzielają  subiektywne od obiektywnego,   wewnętrzne od zewnętrznego, twoje od naszego, duchowe od materialnego, człowieka od Boga, życie od śmierci.


Oddzielają od siebie skutecznie - czasami niezauważalnie, a czasami gwałtownie -  wiele innych rzeczy, których nie wymieniłem. Realnie i namacalnie, mimo że są bodajże pierwszym kosmicznym i subtelnym w swej ulotności złudzeniem stworzenia. Pierwszym w porządku poznania, lecz brzemiennym w skutki egzystencjalne dla dzieci bożych. 


Skutki tego złudzenia, które jest pierwotnym kłamstwem, bywają brutalne dla jednostek i narodów, na co licznych dowodów dostarcza nauka historii - przede wszystkim tej nowożytnej i współczesnej. Nazizm i komunizm w XX wieku, aborcja, eutanazja, relatywizm aksjologiczny, zabawa w promocję gier degenerujących ciało, umysł i duszę człowieka - współcześnie.


Człowiek grzęznący w bagnie kłamstw, nie potrafi otworzyć  drzwi do pokoju i nigdy go nie zazna. Ani w sercu, ani w świecie. Nie ma klucza do prawdy. Nie widzi klamki w drzwiach, bo nie wierzy, że dane mu jest przekraczanie ograniczeń dualizmu.  


Widzi mury. Wokół niego stoją jedynie mury budowane i burzone w każdym miejscu i kierunku przestrzeni. Budowane i burzone, burzone i budowane na nowo  w  historii cywilizacji, w rozlicznych pasjach ślepej pewności ewolucjonizmu materialistycznego i ateizmu. Budowane i burzone we własnym losie, który pędzi na oślep, by spotkać przeznaczenie.


Kłamstwo jest źródłem walki, której celem jest podporządkowanie sobie kogoś, upokorzenie go i ostateczne pokonanie. Każdej walki, dobrej i złej, również tej prowadzonej o sprawiedliwość, prawo, demokrację, wiedzę, wolność i pokój. Również tej prowadzonej kanałami dyplomatycznymi, przy użyciu służb specjalnych, które ponoć mają zapobiegać terroryzmowi i eskalacji konfliktów, a przecież często je kreują dla zysku własnego lub tych, którym służą.


Nie ma znaczenia, czy walka toczy się na frontach wewnętrznych (duchowych), czy zewnętrznych (politycznych, gospodarczych, militarnych) - tak samo jest beznadziejna, przegrana. To przegrana w skali kosmicznej i teologicznej, gdy na szali wieczności przyjdzie zważyć własną duszę.


Pora zastąpić ideologię walki o lub przeciw mądrą filozofią współdziałania, współuczestnictwa, zaś kulturę indywidualizmów i zdobywców zstąpić kulturą wspólnoty, która wspiera różnorodność na każdym poziomie fraktalnego organizowania się życia w zdrowe formy.


Kłamstwo trudno  wykorzenić. Ten wirus mutuje szybciej niż ludzka myśl, niż cokolwiek w materialnym świecie. Osacza, cenzuruje, stroi się w maski obietnic i iluzji spełniania marzeń zwyrodniałych - wbrew naturze. Niszczy zróżnicowane formy życia na jego wielu poziomach po butem ideologicznej poprawności.


Kłamstwo kusi, zwodzi, tworzy wizje, (co nie jest w żaden sposób odkrywcze, lecz warto o tym powtarzać przy każdej okazji.)


Roznosi ogniska choroby. Wszędzie pozostawia po sobie zgliszcza, czarny ogień nienawiści i pogardy. Bywa nienasycone, gdy wepchnie ego swej ofiary w pychę i  nią ją napycha - jakby nie była to trucizna dla organizmu, lecz pożywienie.


W glorii bezkarności i doraźnych sukcesów,  organizuje się w skomplikowane struktury instytucji, korporacji, państw imperialnych i klanów oligarchicznych. Puchnie od bogactw, które gromadzi na biegunach mafijnych organizacji. Byle wyżej posadzić własną przewrotność na piętrach władzy wieży Babel. 


Zbroi się aż po zęby, bo nikomu nie wierzy - nawet sobie.


Nie wierzy nikomu i prowadzi wojny ideologiczne na różnych urojonych frontach. Odwróciło porządek wartości bebechami na wierzch - opisując świat w językach nowomowy. Opanowało światowe media, opanowało większość mechanizmów awansu w strukturach ludzkich społeczeństw. 


Nie zatrzyma się samo. Musimy je jakoś powstrzymać -  my. Póki żyjemy.


Nie chcę być prorokiem złych wieści, ale nie mam wyboru. Kłamstwo znów wysoko podniosło głowę - tak wysoko jak w latach 30-tych XX wieku. Nabrało pewności siebie, rozpycha  się bezkarne po świecie, poczuło własną moc. Opanowało nowe techniki manipulacji i dezinformacji, zagoniło  do roboty  niewolników w białych kołnierzykach dziennikarzy, polityków, menedżerów. Niepodzielnie rządzi. Pcha się do koryta władzy, używając do tego celu coraz bardziej bezczelnych technik. W czyim imieniu i  interesie?


Zbliża się wojna.Czy nieuchronna?


Tak, nieuchronna, jeśli nie znajdziemy sposobu na zresetowanie kłamstwa w sobie i na świecie.


Nie, jeśli się opamiętamy i zresetujemy najgroźniejsze wirusy w systemie światowego porządku.


Wojna nie jest już wentylem bezpieczeństwa, dzięki któremu człowiek powinien wracać do pokory. Ten czas bezpowrotnie minął. Jeśli mamy przetrwać, musimy odnaleźć inne metody spuszczenia zatrutej krwi z organizmu świata.


Organizm jest już tak zatruty, że potrzebna będzie radykalna kuracja oczyszczająca.


Gruntownym reformom trzeba poddać zwłaszcza światowy system finansowy generujący wirtualny dług państw na jednym biegunie dla bogactwa producentów wirtualnych pieniędzy na biegunie drugim -  to krwiobieg gospodarki. 


Wykorzenić z noosfery wszystkie mutacje totalitarnych ideologii, takich jak neokomunizm, neofaszyzm i neoliberalizm - to wadliwe oprogramowanie aksjologiczne i logiczne systemów politycznych i społecznych. 


Odejść od apokaliptycznych wizji wdrażania  globalnego imperium oligarchów - to twór wbrew naturze, która zawsze wybiera bioróżnorodność i kulturowe niuansowanie religijne i historyczne wspólnot i narodów.


Czy to wystarczy? Nie, to absolutne minimum. To wciąż zbyt mało, aby przywrócić na swoje miejsce prawdę w kulturze, pokój  na świecie i równowagę ekologiczną Gai.


Ale może wystarczy, by uchronić nas przed widmem wyniszczającej ludzkość III Wojny Światowej.

Wiedza, która porządkuje świat.

Droga od niewiedzy do wiedzy.  Droga  ważna, bo  dojrzewają przy niej owoce mądrości na drzewach ludzkich żywotów.
Każdy owoc mądrości czerpie żywotne soki życia z przytomności bycia tu i teraz, z prostoty i twórczości, która się samo-ogranicza do przytomności.  
Przytomność to miecz, który rozcina zasłony poznania i likwiduje podział: podmiot – przedmiot, kochający – kochany. Pozostaje tylko Poznawanie i Kochanie. Na nieskończenie wiele sposobów, w nieskończonych możliwościach kształtowania wszechświata przez osobowości zanurzone w boskości.
Wiedza, która prowadzi do mądrości, ma w sobie moc wprowadzania porządku wśród rzeczy, aż znajduje właściwą miarę i hierarchię.
Osobowość dojrzała poprzez doświadczenia mądrości ma moc tworzenia nowych kształtów wprost z tworzywa duchowego.

niedziela, 28 listopada 2010

Moralności nie ma w niebie

Nie sądźcie - nie będziecie osądzani. Kochajcie – będziecie kochani. Zajmijcie się medytacją, modlitwą i samodoskonaleniem poza dobrem i złem, ponad prawdą i kłamstwem. To jest właściwe. Taka jest prawda.
To nieprawdziwa prawda. Bowiem sądzicie i jesteście osądzani, nie sądzicie i jesteście osądzani; kochacie i nie jesteście kochani, nie kochacie i jesteście nie kochani. Zdarza się też, że sądzicie i nie jesteście osądzani, nie kochacie i jesteście kochani. W trybach logiki klasycznej i starej moralności siły zawsze są dwie. Zawsze są wybory. Światła i ciemności, sukcesy i porażki, prawdy i kłamstwa, dobra i zła, piękna i brzydoty...klasyczne rozdwojenie jaźni. Zawsze dwa – mnożone, dzielone, dodawane, odejmowane, potęgowane…oddzielone w działaniu, uprzedmiatawiające pustkę.
Człowiek w świecie numer dwa szuka ścieżek do wolności. Przed zniewoleniem ucieka w zniewolenie, przed winą i karą w winę i karę, przed osądzeniem w osądzanie. Stoi po kolana w rzece i pragnie wody. Świat numeru dwa wypełniony jest po brzegi pragnieniem. Niezaspokojony.
Sąd Ostateczny musiał się pojawić w ludzkich wierzeniach jako ostateczna projekcja numeru dwa. Pragnienia sprawiedliwości – niezaspokojonego przez ludzkie sądy. Pragnienia pokoju – niezaspokojonego przez wolną wolę.
Tron Sądu Ostatecznego stoi w świecie numer jeden. Ponad obłokami ludzkiej wiedzy – w królestwie niebieskim. Tam ma dokończyć się epoka niesprawiedliwości i wyzysku ludzkiej doczesności. Po śmierci. Dobrzy będą wynagrodzeni, źli strąceni w czeluście piekielne.  
Niestety, to nieprawdziwa prawda. W świecie numer jeden nie ma bowiem Tronu. To świat oceanów miłości, miłosierdzia, współczucia, pokoju, harmonii i łaski. Paradoksalny świat jedności. Paradoksalny świat miłości, która przekracza dobro i zło, lecz  nie jest ślepa ani ograniczona. Nie mówi, że zło jest dobrem, a dobro złem. Rozróżnia. I zawiera w sobie zarówno strumienie dobra jak i zła, harmonii i dysharmonii, światła i ciemności. I stapia w jedną większą całość każde rozdwojenie, by mogło się zintegrować w głębszym Holonie Ducha -  z całością. W całości, dysharmonia stapia się z harmonią i staje się harmonią, zło rozpuszcza się w świetle dobra, by stać się dobrem.
Jedność nie niweluje różnic, ale dąży do wypełnienia  każdego zakątka i każdej szczeliny światłem. Nazywa rzeczy po imieniu. 
Wyjście poza moralność jest iluzją, tak długo, jak długo żyjemy na ziemi.  Poza moralność można wyjść wyłącznie   wprost do nieba - i nigdy  do piekła.
Moralności nie ma w niebie – tu pozostajemy zjednoczeni w więzach miłości i  łaski  z boskością. Tu jedyną prawdą jest Miłość, jedyną drogą jest Miłość, jedynym dobrem jest Miłość rozwijająca się w tęczowe symfonie zjawisk. Płynąca ku obfitości.
W piekle moralność staje się wręcz niezbędna do przetrwania – jako wielkie wołanie duszy wyrywającej się z bólu i cierpienia, by zakończyć czas rozłąki i odnaleźć siebie na łonie boskości. W piekle moralność jawi się jako wielkie łaknienie przebaczenia, by posklejać rozbite na miliony kawałków lustro umysłu przybitego do krzyża kłamstw, półprawd, uczuć i uczynków. W piekle moralność szuka wytrychu do kajdan, by uwolnić serce zakute w totalnych mirażach ignorancji i pokus.
Potrzebujemy jak wody moralności w piekle, jako i na ziemi zamienionej w piekło, by ugasić pragnienie. Właśnie tam musimy rozpalić iskry nadziei. Właśnie tam potrzebni są prorocy z Pismami Świętymi i  katalogami praw koniecznych do wydobycia się na mniej mroczne i poranione  płaszczyzny egzystencji. Właśnie tam - jako i na ziemi.
Na ziemi wychodzimy poza moralność wprost w ciszę medytacji. By nie osądzać, nie oceniać, nie naklejać etykietek, nie czepiać się i nie przywiązywać do wyroczni.
Tak!  W sobie nosimy wyjście awaryjne z pułapek świata numer dwa do bezkresów wolności  numeru jeden. Gdzież ono zostało ukryte? Pomyśl. Nazwij to właściwym imieniem.
Duch prawości i prostoty czeka na właściwe słowo. W ciszy i milczeniu. Gdy znajdziesz ukryte drzwi i otworzysz je właściwym kluczem, zaczniesz podróż pomiędzy światami.
Powrócisz do świata numer dwa z kluczem jedności  numeru jeden. Twoja pielgrzymka pomiędzy światami nie zakończy dramatu przed powrotem kosmosu do Boga, gdyż dwa oznacza moralność i cierpienie.  Rozłąkę i pragnienie.
Nie jesteś sam. Ty jako On. Ty jako ja. Ty jako my. My rozłączeni w więzach moralności.
Nie bądź więc naiwny. Odkupienia grzechów nie dostąpisz w świecie numer dwa. Żadna woda święcona i kropidło nie wypędzi diabła z rozdwojonego raju pod drzewem poznania dobrego i złego. To nie tak.
Poszukaj klucza do świata numer jeden. Twój to świat. I bezwarunkowa miłość twoja. Tu cisza i odkupienie, tu wiara i sprawiedliwość, tu zmartwychwstanie i spełnienie. Ty jako my, złączeni w więzach miłości. Amen.

Inżynierowie hedonizmu

Bogactwo przypłynie – głoszą współcześni inżynierowie szczęścia – gdy pojawi się niezłomny zamiar i nieodwołalna decyzja, że taki jest twój cel i że chcesz go zrealizować niezależnie od okoliczności. Wówczas nic (i nikt) nie powstrzyma cię przed zrealizowaniem tego celu. Cały wszechświat będzie sprzyjał, by spełniło się twoje marzenie. Musisz  wytrwać w decyzji, wychwycić wszystkie sposobności i nadarzające się okazje oraz być czujnym, by nie przegapić chwil, gdy niewątpliwie coś wielkiego napływa jako odpowiedź.
Oto ideał wykuty w laboratoriach anglosaskich inżynierów hedonizmu. Droga zniknęła za horyzontem. 
Jaką drogą idziesz? Skąd i dokąd?  Kim jesteś? Kim się staniesz, gdy zrealizujesz cel?

Skoncentruj się wyłącznie na  jednym i dąż do mistrzostwa– mówią inżynierowie. Chcesz być wielkim  naukowcem? Cały wszechświat zadba o ciebie. Do twego umysłu dopłyną właściwe idee, wzory praw, formuły matematyczne. Przekujesz je we wspaniałe odkrycia naukowe, posuwające ludzkość  ku postępowi.

Wolisz inną drogę? Aktora, reżysera, polityka, biznesmena, kapłana, lekarza, nauczyciela, rolnika, rzemieślnika, podróżnika i odkrywcy… Bez różnicy. Technologia taka sama.

Ty wytwarzasz wielki cel, utrzymujesz go w umyśle jako wzorzec pragnienia i wielki potencjał twórczy – wszechświat zajmuje się całą resztą.
Kłamią, bezczelnie kłamią. Gdyby tak  było? Lecz nie jest! Gdyby  tak działał wszechświat? Nie działa, bo po co miałby zamieniać się w Czarnoksiężnika z Krainy Oz?
Wszechświat nie jest Czarnoksiężnikiem. Nigdy nie był i nie będzie.

Najważniejszy cel!

Czy istnieje cel, który uświęca środki? Uświęcony cel życia!
Nie. Samo życie jest uświęcone. Święte.
Czy istnieje droga do uświęconego życia? Tak. Droga poza ideałami. Droga, która jest prawdą i życiem – tobą. Cel wiąże się z niespełnieniem, ideał z poprawianiem doskonałego.
Historia ludzkości to pogoń za ideałami. Ideały wielkich religii, kapitalizmu, komunizmu, faszyzmu, demokracji. Wielkie i - porywające dla milionów wyznawców, uwiedzionych obietnicami lepszego świata.
Bogactwo, kariera, sława, władza, wiedza, doskonałe zdrowie i uroda. Lepsza przyszłość. Obietnice. Poświęcanie siebie dla obietnic - oto ideał, konsekwencja pogoni za ideałami.
W okowach materii lepiej być bogatym niż biednym, zdrowym niż chorym, pięknym niż brzydkim, mieć cudowne orgazmy  niż cierpieć. Dodatni i ujemny biegun cywilizacji. Pchamy się jak ćmy do światła na biegun dodatni, lecz ze zdziwieniem widzimy, że biegun ujemny zaludnia się równie gęsto. Brak równowagi i pokoju – oto konsekwencja.
Poświęcamy siebie dla marzeń. Podejmujemy ryzyko karkołomnych decyzji o wielkości. Wybieramy drogę Syzyfa, który toczy  kamień ideału do nieba bogów.


Ewolucja ku szczęściu

Życie ewoluuje w kierunku stopienia się z Duchem. Od kamienia, przez roślinę, zwierzę, człowieka – do bycia oświeconym Buddą i Chrystusem.
W tym tańcu życia chcemy wrócić do domu - jak syn marnotrawny.
W tym tańcu  szukamy szczęścia.
Bóg jest świadomością szczęśliwą, oceanem szczęśliwości, do którego dopływają rzeki i strumienie czystej wody i z którego wyparowują nowe cząsteczki dusz. My jesteśmy kroplami wody zanieczyszczonej.
Zanim trafimy do oceanu, musimy krążyć w cyklach życia. Krążymy więc, nasiąkamy różnymi smakami. Raz życie jest słodkie, raz gorzkie, innym razem słone, lub kwaśne, lub cierpkie. Takie być musi i nie ma w tym nic nienaturalnego, jeżeli chcemy rosnąć i ewoluować.
Woda ze źródła nasiąka minerałami, woda oceanie jest słona, ta która wypływa z liści mięty pachnie miętowo, z lawendy – lawendowo, z róży - różano. W kwiatach czysta woda słodzi się, by pszczoły mogły zebrać miód.
 W cyklach przyrody woda  nasyca się różnymi właściwościami, by się oczyścić. Oczyszcza się, by się znowu nasycić. Jest wolna. 
W cyklach tworzonych przez człowieka nie zawsze tak jest. Bywa, że woda staje się mętna, z każdą kolejną chwilą mętnieje i traci właściwości samooczyszczające. 
Bywa jak trucizna i bywa jak narkotyk.
Woda z krwi człowieka – bywa  zatruta. Zatruta niewłaściwym odżywianiem się, zatruta toksycznymi emocjami i myślami. Zatruta nie ekologicznymi ideologiami, żądzą zysku, wyzyskiem korporacji i systemów ustrojowych.
Nasza kropla szczęścia nasiąka narkotycznymi truciznami, paruje w gorączkach pragnień niezaspokojonych l zamraża się w okowach depresji, uzależnień, szkodliwych nawyków i blokad energetycznych.
Gdy szukamy pieniędzy, udanego związku, wyjątkowej pracy, w gruncie rzeczy szukamy szczęścia. I w gruncie rzeczy  popełniamy fundamentalny błąd. Wierzymy, że szczęście jest właściwością wielkich pieniędzy, wielkich osiągnięć zawodowych, sławy, kariery, uznania czy prestiżu. Tymczasem nie jest tym – jest kroplą czystej wody, która krąży w cyklach -nasiąkając różnymi właściwościami.
W tym krążeniu energii i informacji, nasze szczęście powinno nasiąkać dobrą pracą, pieniędzmi, dobrymi związkami, czymkolwiek, co służy realizacji wielkich pragnień i celów. Ale powinno też być od tego wolne, czyli mieć właściwość samooczyszczającą, gdy przyjdzie pora na zmianę.
W tym krążeniu energii i informacji powinniśmy więc dbać o świadomość, że kropli szczęścia nie da się przywiązać do żadnego, nawet największego ideału naszego ego. Kropla ma krążyć, ma płynąć w cyklach zjawisk. Nawet, gdy wyparuje - popłynie jako chmura; nawet, gdy zamieni się w bryłę lodu, to - w oczekiwaniu na wiosnę.
Mam dobrą pracę, gdy jestem szczęśliwy. Jestem nieszczęśliwy, moja praca - choćby budziła powszechny podziw i była przedmiotem powszechnej zazdrości – nie ma dla mnie większej wartości. 
Każda epoka przynosi inny zestaw zwodniczych wierzeń, nieco inaczej ustawia cykle zniewoleń, w których mętniejemy -  oddalając nas od boskości i właściwości samooczyszczających życia.
Popatrz na  świat. Co w XXI wieku stało się głównym wzorcem cyklu zniewolenia? Takim wzorcem, który zniewolił  umysły współczesnych przywódców?

sobota, 27 listopada 2010

Bóg najwyższym wzorem


Czy warto więc szukać wzoru mniejszego niż Bóg, gdy chcemy podążać ścieżką naśladowania? Bóg,  jako urodzajne pole wszystkich możliwości, byłby najbardziej doskonałym wzorem do naśladowania, bo niósłby w sobie i wnosiłby w nasze życie największy potencjał twórczości i wolności, największą miłość i nadzieję.
Kiedy Bóg stanie się dla nas wzorem do naśladowania? Nie stanie się ani tak po prostu, ani spontanicznie. Najpierw musimy zrobić kilka kroków w Jego kierunku.
Krok pierwszy:
Wchodzisz w ciszę. To luka pomiędzy myślami, przez którą przebija się prześwit światła rozsadzającego od wewnątrz i od zewnątrz poczucie twojej odrębności. Pojawia się nowy smak jedności wibrującej w wszechobecnym świetle, a Ty uczysz się rozmowy ze światłem, bycia światłem.
Krok drugi:
Wchodząc w ciszę, zasiewasz ziarna konkretnych pragnień. Z intencją konkretnych owoców.
Krok trzeci:
Troszczysz się o podlewanie ciszy poprzez medytację i modlitwę. Pozwalasz ziarnom wykiełkować pod osłoną nocy bez przywiązania do rezultatów.
Krok czwarty:
Troszczysz się o ciszę w sobie, chwila po chwili. Uczysz się wyrażać ciszę poprzez działanie i niedziałanie. W ten sposób pozwalasz, żeby wszechświat zaczął wypełniać formy, skryte w potencjałach ziaren, energiami życia.
Gdy Bóg będzie wzorem, małostkowe pragnienia ego zaczniemy traktować jak chwasty w ogrodzie, jak wirusy zakłócające hologramy całości. Wzrastać będą te drzewa, które nauczyły się słyszeć słowa: proszę, dziękuję, przepraszam.

Wzory i wzorce do naśladowania.

Cisza. W  ciszy mieści się cały wszechświat – przepływa od miłości do obfitości. Faluje tam i z powrotem. Zmieniają się pory roku, noce i dni wypełniają hojnością, wdzięcznością i przebaczeniem.


Hojność to zapowiedź dostatkuDajesz co masz i nie troszczysz się, by gromadzić.
Wdzięczność to zapowiedź zjednoczeniaDziękujesz za to, co masz, by zintegrować się wokół centrum, bliżej boskości.
Przebaczenie to zapowiedź pojednania z ludźmiPrzebaczasz, by oczyścić serce i dać świadectwo, że każdy bliźni stał się siostrą i bratem.
Dajesz, dziękujesz, przebaczasz. Wypełnia się życie. W przestrzeni  pojawiają się nowe wzorce mocy dla zjawisk.. Na drzewach ludzkich żywotów zakwitają kwiaty – zapowiedź owoców.
Dajesz, dziękujesz, przebaczaszJest modlitwa - przybywają osoby. Iskry przeskakują z duszy do duszy..
Dajesz, dziękujesz, przebaczasz. Zasiewasz pola marzeń. Wokół namagnesowanych biegunów układają się nowe wzory życia.
Dajesz, dziękujesz, przebaczaszWiesz, że ten wzór osobowości stał się najgłębszą potrzebą świata; wierzysz, że  świat się nie zatraci, podąży ścieżką obfitości.
Dajesz, dziękujesz, przebaczasz. Dajesz, dziękujesz, przebaczasz.
Oto modlitwa najprostsza. Potrzebujesz wzorów do naśladowania.
Wzory są na wyciągnięcie ręki, bliżej. Wciąż się pojawiają na tkaninie rzeczywistości. Przestań w końcu być ślepcem, zajrzyj w ciszę. 
W nieustannym procesie tworzenia,  dajesz, dziękujesz, przebaczasz,  wzory pojawiają się wciąż i wciąż. Wyłaniają się wprost z chwili.
Nie zamykaj swego serca w świętych księgach wielkich religii. Nie składaj na ołtarzu ambicji  świata. Ożywiaj Słowo Boże i inspiruj z ciszy. Twoja jest ta droga,  nie martwych. Żyj.
Jezus nie ma dziś nikogo innego na ziemi, by stać się Chrystusem.

piątek, 26 listopada 2010

Co zapakowano w porażce?

W każdej porażce znajduje się zapakowana lekcja do odrobienia. Każda nieodrobiona  przypomina nam, że jesteśmy wciąż w szkole, gdzie nie ma podziału na nauczycieli i uczniów. Życie jest tu jedynym nauczycielem.
Dlaczego pojawiają się te, a nie inne lekcje? Dlaczego jedni mają łatwe zadania do przerobienia i kolorowe życie, inni wprost przeciwnie – kłody pod nogami i życie szare, pełne smug bólu i depresji? Kto o tym decyduje?
Religie mówią o karmie, reinkarnacji lub Bogu, grzechu pierworodnym i wygnaniu z raju; naukowcy o genach i wpływie środowiska społecznego na kształtowanie charakteru i postaw. Ale to przeważnie uproszczenia lub generalizacje ideologiczne.
Prawda zaś jest taka, że czynników wpływających na rodzaj i charakter lekcji, które w tym życiu staną się naszym udziałem, może być nieskończenie wiele. Nie uchwycimy ich wszystkich w locie, ani nie zdołamy przeanalizować. Zresztą szkoda na to czasu. Lepiej skupić się na samej lekcji i ją przerobić - od początku do końca.   Przeżyć,  z uwagą doświadczenia, które z sobą przynosi.
Porażki  mają nas nauczyć, że życie płynie od bezsensu do sensu życia duchowego.
Są jak ziarna rzucone na ziemię nieurodzajną. Nie wzejdą, nie wydadzą owocu, gdyż czegoś im zabrakło do wzrostu.  
Wyzwaniem dla nas będzie – odkryć to. Zobaczyć, czego nam brakuje do wzrostu.
Gdy w końcu to odkryjemy - być może po wielu porażkach i zwątpieniach - wniesiemy do naszego życia kolejny wymiar nieskończoności zakotwiczonej w boskości.
Przyczyn konkretnych porażek może być wiele, zbyt wiele, żeby udało nam się za pierwszą próbą przekroczyć ograniczenia czasu i miejsca, w którym żyjemy. I przejść do realizacji marzenia.  
Służba przyniesie nam pokój, lecz musi zakorzenić się w dynamicznej i pro-aktywnej ciszy.  Nie przekroczysz jednak krat więzienia porażki bez wypracowanego nawyku powrotu do doświadczania miłości, wiary i ufności. Po chwilach pełnych zwątpienia, niewiary w siebie, smutku i bólu nie pojawią się jak dotknięciem czarodziejskiej różdżki bajkowe zakończenia, gdzie dobro zawsze musi wygrać ze złem. Życie to taka bajka, gdzie liczy się tu i teraz. Bo radość i wolność jest teraz.
A potem różnie będzie. Bezpłodni dziś, wypełnimy jutro  nasze życie stresem i niepokojem, zdegradujemy się  do roli niewolników, wykonujących ciężką pracę, bez spełnienia i zaspokojenia.
Porażki są po to, by przywrócić rzeczom ich właściwy wymiar. Odsłonić poziom rzeczywistości głębszej, niż ten,  na którym szukamy rozwiązań.
Są by nas nauczać, że właściwe owoce pojawią się na naszym stole po zasianiu  właściwych ziaren.  W ciszy, pod osłoną nocy, i -  czasami w snach proroczych  - odsłoni  się nasze przeznaczenie.
„Po owocach nas poznacie”. Ale kim jesteśmy? Czy dzięki porażkom uczymy się pokory, która daje nam siłę by wstawać z kolan?

Widzialne jest przejawem niewidzialnego

Zjawiska i zdarzenia w świecie materialnym są śladami wibracji duchowego światła. Prawda ta fundamentalna rozwija się w prawo duchowe: 
Nic  nie pojawi się na powierzchni, jeżeli nie zaistniało wcześniej w głębi; nic nie pojawi się też na zewnątrz, jeżeli nie zaistnieje wewnątrz.
Jeżeli natomiast coś już zaistniało, musi mieć swoją przyczynę w głębi. Nasz świat jest piękny jak Rajski Ogród. Tak został stworzony na płótnach macierzy Miłości, w której Artysta nazywany przez nas Bogiem Ojcem, malował pierwsze akty tworzenia, by wskazać nam zasady prowadzenia pędzla. Nie wsłuchaliśmy się uważnie w rady Mistrza. Wybraliśmy krnąbrny styl bohomazów wolnej woli, która zagubiła się w labiryntach i oślepła na całość i pełnię miłości. Odwróciliśmy widzenie kolorów w negatyw wartości. I tak to  tułamy się po najlepszym ze światów - po Ziemi. Niszcząc siebie nawzajem, niszcząc nasz naturalny dom.

Mutujemy - bez zrozumienia, że cykl ma się zakończyć w duchowym świecie, a z ziarna życia rozwija się owoc. Owoc żywota twego, który już jest zanim się dopełni.
Owoc jest na zewnątrz - ziarno wewnątrz  procesu cyklicznego wzrastania. I nie są to procesy dwa, lecz jeden. Grzeszny, czy niepokalany? Wolny, czy zniewolony? Prawdziwy, czy zasłonięty pieczęcią iluzji?
Powtórzmy słowa Matki Teresy.
„Owocem ciszy jest modlitwa,
Owocem modlitwy jest wiara,
Owocem wiary jest  miłość,
Owocem miłości jest służba,
Owocem służby jest spokój.”
Spójrzmy na ten sam proces z innej perspektywy:
Modlitwa rozwija się z ziarna  ciszy,
Wiara rozwija się z ziarna modlitwy,
Miłość rozwija się z ziarna wiary,
Służba rozwija się z ziarna miłości,
Spokój rozwija się z ziarna służby.

I wyciągnijmy rozumny wniosek:
Taka jest droga od ciszy do pokoju.

Droga faktycznie jest taka, lecz czy po niej wędrujemy? Oj, niech każdy szuka lub nie odpowiedzi na to pytanie we własnym sercu, w oczach bliźniego.

Bądź ogrodnikiem własnego życia. Siej, pielęgnuj myśli, uczucia, uczynki i zbieraj plony. Zadbaj, by gleba twojego umysłu i serca była żyzna
I zapamiętaj!
Pokój tego świata rodzi się w ciszy Twojego serca. Bez kontaktu z zarodkiem ciszy,  uśpionym głęboko w duszy każdego  człowieka, nasz świat nie zazna pokoju. Ugrzęźnie na następne wieki w oku cyklonu. Osaczony przez nienawiść i pogardę armii eunuchów popychanych przeciw sobie przez pychę zniewolonych panów - ku zaciekłej rywalizacji, ku kolejnym podbojom, ku wojnie. Pod sztandarami walki o pokój, z ideologią ujarzmiania niepokornej natury, która nie chce się poddać pysze i skłania do pokory każdy zdrowy umysł i czyste serce.

Radość odsłania nadzieję

Radość z sukcesów innych osób,  zwłaszcza współzawodniczących z nami w tej samej konkurencji o odniesienie sukcesu zawodowego, to wyraźny sygnał, że stajemy się osobami dojrzałymi.
Dalsze dojrzewanie w tym kierunku odsłoni nadzieję, że naszych konkurentów i naszych nieprzyjaciół, zaczniemy traktować jak najlepszych nauczycieli.
Przestają być nieprzyjaciółmi i zaczynają z nami współdziałać dla wyższych celów. Nie konkurować, a właśnie współdziałać – współuczestnicząc w dziele, które wymaga współpracy wielu.
Taka jest odwieczna utopia społeczna – i taka może być twoja rzeczywistość, gdy zakotwiczysz się w wibracjach światła. 
Po drugiej stronie barykady,  w bezświetlnej otchłani, apokalipsa  wykrzykuje swoje groźby i ostrzeżenia. Wabi i przyciaga do siebie potężne egotyzmy możnych tego świata, jakby była czarną dziurą,  demonem stworzonym z lęku.
Utrzymujmy  ducha radości w sobie,  na przekór przeciwnościom losu i grom sił przeciwstawnych. 
Te gry przeciw nam, nawet faktycznie prowadzone, zaczną chybiać celu. Odbijać się od nas i wracać do nadawców w pakietach zwrotnych przesyłek energetycznych. Aż ich nauczą, że wspólna radość odsłania nadzieję na lepszy, wspólny świat.
W nadziei drzemie ziarno oczekiwania na drzewo. Prawo duchowe,  skrywane w skorupce nadziei, rozwinie się w taką oto wizję: oczekuj, że świat będzie lepszy, a stanie się trochę lepszy; spodziewaj się najlepszych rozwiązań, a pojawią się w najgorszym razie te dobre.         Nie będzie inaczej. 


Potężne drzewo skrywa się bowiem w ziarnie nadziei. Jak w samospełniającej się przepowiedni, jak w biblijnym proroctwie.