piątek, 10 grudnia 2010

Przypowieść o bogaczu i Łazarzu

Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu. Lecz Abraham odrzekł: Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać. Tamten rzekł: Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki. Lecz Abraham odparł: Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają. Nie, ojcze Abrahamie - odrzekł tamten - lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą. Odpowiedział mu: Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą. (Łk 16,19-31)


Przypowieść o bogaczu i Łazarzu ma nieprzemijający urok. To jedna z tych przypowieści Jezusa, które tkają tkaninę rzeczywistości  z wątków tego świata na osnowie sprawiedliwości zaświatów. Gobelin świata doczesnego ma cztery wymiary, a po dodaniu wymiaru wieczności nabiera dodatkowej głębi. To nie jest tylko jeden dodatkowy wymiar. Wymiarów dodatkowych pojawia się tu przynajmniej siedem. I wszystkie mają charakter duchowy. Wszystkie wiążą się z siecią hologramów, w których zakodowano kody naszej egzystencji. Wszystkie są pytaniami  o sens i próbami uchwycenia nitek sensu, które wplatają się w nasz indywidualny i zbiorowy los.  Zanim dopełni się nasze przeznaczenie i zapukamy do bram krolestwa Abrahama lub świętego Piotra.

W siedmiu dodanych nam wymiarach przeżywamy zresztą już nasze życie ziemskie. Czas i przestrzeń materialnego kosmosu to zaledwie  nieskończone pole skończoności jednej z platońskich brył geometrycznych, w której Przedwieczny zamknął teatr doczesności. A poza to pole  nasza dusza transmigruje lotnie jak anioł lub upiornie jak demon  - już za życia i również po smierci.

Za życia ma dla takich transmigracji srebrne lub złote nici: 1. kultury; 2. religii i wiary; 3. nauki i wiedzy; 4. prawa i aksjologii; 5. witalności biologicznej  i praw „matki“ natury; 6.  lekcji historii i pamięci; 7. ducha krystalizującego światło (lub mrok) w osobie. Mniejsza o klasyfikacje. Możliwości poprowadzenia lini dla sensu życia mamy o wiele więcej. Permutacje są dopuszczalne. Każdy może nakreślić dla siebie nieco inną mapę duchową. Nie to jest jednak przedmiotem rozważań.

O wiele ważniejszą kwestią jest stan naszych srebrnych i złotych nici. Są świetliste i mocne, czy słabe i poprzerywane? Jeśli słabe, jak je wzmocnić? Jeśli mocne, jak podtrzymać świetlistą witalność połączeń do końca życia?

Z przypowieści o bogaczu i Łazarzu da się wysnuć wiele pożytecznych wniosków. Są jednak dwa warunki. Po pierwsze, zaakceptujemy jej archetypiczny  charakter i nie uznamy za bajkę dla niegrzecznych dzieci, lecz co najmniej za kipiący od mądrości mit, i po drugie, odrzucimy pokusę prostej puenty, która jakoby jest natychmiast dana i oczywista.

Na dotarcie do duchowych lekcji tej przypowieści mamy trochę czasu. Ile? Właśnie tego nie wiemy. Horyzont śmierci wydaje się być dość odległy od pól witalnych życia osobowego. Ale to pozór. Natura śmierci jest taka, że potrafi zawinąć hologramy horyzontów umysłu, razem z całym teatrem ziemskich hagad,  w jednej, nagłej i niespodziewanej chwili. I to jest dobry powód, by nie odkładać poszukiwań sensu na potem. „Co nagle to po diable“, ale z drugiej strony „nie znacie dnia ani godziny“.

Po tym wstępie dookreślę siebie: nie zamierzam poszukiwać „ostatecznej" puenty. Ot, postawię kilka pytań, zapiszę kilka myśli. Kto chce, niech przeczyta. Kto chce, niech mnie naprowadzi na bardziej mądre ścieżki interpretacji tej przypowieści. Z radością się wsłucham w każdą dobrą radę.

Wracajmy do przypowieści. Jezus,  w opowieści o bogaczu i Łazarzu, odsłania głęboką prawdę o losach ludzkich, lecz czy tylko wówczas jest ona krynicą wskazówek, jak żyć, jeśli istnieje Królestwo Niebieskie? Dla ateistów, darwinistów, materialistów i wyznawców innych zabobonów postmodernistycznej popkultury,  ta przypowieść nie miałaby żadnego sensu. Bogacz przeżył własne życie w splendorze bogactwa i chwale zaszczytów, zaś Łazarz nędznie - jako trędowaty żebrak, owrzodzony na ciele i umyśle. Koniec, kropka. Łazarz sam jest sobie winien, bo nie nauczył się łapać rybek na wędkę. Czy aby na pewno?

Losy się splatają i rozplatają

Najpierw Łazarz i bogacz żyją na ziemi, w jednej geograficznej  przestrzeni i historycznym czasie -  razem, ale jakby osobno. Widują się codziennie, ale każdy widzi co innego. Bogacz widzi pogardę dla żebraka, bo sam żyje bogato i przyjemnie. A żebrak widzi same troski w centrum swej niedoli, bo przymiera głodem i nie odnajduje nadziei na odmianę własnego losu. Nie ma więc pomiędzy nimi żadnych wezłów wspólnoty, żadnej empatii i współczucia. Serce bogacza jest zamknięte na świat Łazarza, odgrodzone kamiennym murem obojętności.

Za tym murem żadne troski nie psują mu humoru. „Ubierał się modnie i drogo“ i „świetnie się bawił“ - ta ewangeliczna, lapidarna charakterystyka stylu życia bogacza mówi nam praktycznie wszystko na jego temat. Tak, to ten sam ideał szczęśliwego życia, którego pragniemy współcześnie. Nic  mniej, nic ponad to. Bogacz mieszkał w krainie marzenia ludzi ze wszystkich pokoleń i czasów.

Serce Łazarza jest zamknięte w beznadziejnym losie wzmacnianym potęgą władzy bogacza. Po drugiej stronie muru tej potęgi staje się niemową. Cóż z tego, że żebrze, łka i prosi o jałmużnę. Nie zostaje wysłuchany.

Niemowa i głuchy nigdy się nie spotkają. Odgradza ich kamienny mur prośby o litość - po stronie Łazarza i pogardy - po stronie bogacza. Duchowa alienacja tych dwóch ludzi rozrywa matrycę wspólnego świata - jakby przepaść nie do przebycia odgradzała te dwie dusze.

Łazarz nie posiadał nic poza wrzodami. Był chory, bez szans na to, że ktoś poda mu lekarstwo lub kawałek chleba i kubek źródlanej wody. Żył z jałmużny pod bramami pałacu bogacza.

Jezus jest oszczędny w słowach, nie podaje zbyt wielu detali, na podstawie których moglibyśmy sporządzić portrety psychologiczne głównych bohaterów przypowieści oraz portrety socjologiczne lokalnej społeczności. Łazarz „pragnął nasycić się odpadkami“, „zadawałał“ się towarzystwem psów i pewnie nie był jedynym Łazarzem w mieście.

A obywatele? Obojętni lub napełnieni wstrętem - najwyraźniej nie wpadli jeszcze na pomysł eksterminacji żebraka. Ten wynalazek pojawił się znacznie później, w najbliższej nam historii i we współczesności. Można powiedzieć, że Łazarz w swym podłym i upodlonym przez bliźnich życiu i tak miał szczęście. Dożył do śmierci naturalnej, zapewne bez wiary w poprawę losu i nadziei na odmianę za życia. Mogł jednak dziękować lub skarżyć się Bogu za kolejny - mniej lub bardziej nieudany - dzień.

Aż wypełnił się los i życie jednego i drugiego dobiegło do kresu. Pojawiła się kosa sprawiedliwości z tchnienia śmierci, która nieodwołalnie ścina każdą głowę ludzkiej  egzystencji. Bez wyjątku.

Cokolwiek życie niesprawiedliwie wcześnie utkało na gobelinie przeznaczenia, śmierć sprawiedliwie odetnie pępowiny tego świata od niesprawiedliwości i zakłamania, nierówności i iluzji. Umieramy wszyscy. Tak było w czasach Jezusa i tak jest obecnie.

Współczesny oligarcha, którego majątek przekracza budżet niejednego państwa średniej wielkości spotka się z tą samą kosą sprawiedliwości, co miliardy ludzkich istnień żyjących w nędzy, głodzie, opuszczeniu - na barykadach lub w zapomnianych przez obywateli ruinach współczesnego świata. Z dala od bram współczesnego bogacza, który dziś zatrudnia całe armie, by bronić własnych murów, własnego prawa do pogardy i pychy względem tych, którym się nie udało i ma się nie udać, by jemu lepiej się żyło. Tak, współczesny bogacz jest bardziej zapobiegliwy od bogacza z kart Ewangelii. Stara się świadomie zwiększać własne przywileje, bo skoro wierzy tylko w złotego cielca, to „hulaj dusza, Boga nie ma“.

Przyjemny świat oligarchów nie zatrzęsie się dziś w posadach. Bo wpradzie Jezus mówi (podobnie jak wielu nauczycieli duchowych z różnych kultur, religii i czasów), że śmierć nie jest kresem  życia ludzkiego, ale to przecież bajka dla ludu . Opium religii dla mas, w przeszłości przydatne, dziś w dobie dyktatury naukowej, stało się zbędne. Można je zastąpić skuteczniejszymi metodami opierania mózgów Łazarzy i obywateli w pralniach mediów i światowej polityki pozorującej troskę o dobro wspólne.

A Jezus mówi: Życie tu to tylko brama do wieczności, brama, przez którą wszyscy bez wyjątku powędrujemy do następnego miejsca - do kolejnego domu. Brama, za którą los się odmieni. I mówi więcej. Mówi w tej przypowieści, jak się odmieni. Raczej nie łagodnie, z całą pewnością diametralnie, radykalnie, fundamentalnie. Czy Jezus się myli i opowiada bajki dla ciemnego ludu, by w oparach opium usmierzyć  doczesny ból egzystencji?

Aniołowie „zanieśli Łazarza na łono Abrahama”.  Bogacz spotkał się raczej z demonami otchłani, które tylko czyhały na finał jego życia, by był na wieki „pogrążony w mękach”. Los ziemski rozsupłał swe węzły, uwolnił - jednego od zbytku i purpury, drugiego od cierpień i łachów żebraczych. Po drugiej stronie bram śmierci, Łazarz jest szczęśliwy, a bogacz cierpi.

W przypowieści los obu jednak znów się splata. Teraz bogacz prosi o litość, zaś Łazarz nic nie może uczynić w jego sprawie. Czy dlatego, że pomiędzy jednym i drugim stanęła wola i sprawiedliwość Najwyższego? Tron jego sądu? To ważne pytania. Potrafisz na nie odpowiedzieć?


Dlaczego bogacz nie ma imienia?

Nie jest przecież nieznanym nikomu obywatelem. Zapewne w mieście znają go wszyscy. Większość zazdrości mu bogactwa i przywilejów.  Oto prawdziwy paradoks. Jezus odwraca porządek rzeczy. W świecie cesarskim każdy bogacz ma potężne imię. To ten fragment jego ego, który otwiera drzwi do świata innych bogaczy, zaś pozostałych zniewala.

Bez nazwiska jesteś w cesarskich labiryntach nikim, ale jeśli należysz do znakomitego rodu, masz szansę stać się częścią elity. Masz przepustkę na salony. Bezimienni to Łazarze - miliony, a we współczesnym świecie miliardy Łazarzy. Nędzarze i biedacy, kto zna was z imienia i nazwiska? Towarzysze waszej niedoli?

Dlaczego Jezus mówi o bogaczu „pewien człowiek bogaty”? Dlaczego nie mówi konkretnie o kogo chodzi? Czy w ten sposób zachęca nas do delikatności w ocenach postępowania innych bogaczy? Do unikania w opisach zachowań nagannych konkretnych danych osobowych? Nie, najwyraźniej to ślepa uliczka.

To nie „pewien człowiek bogaty“ buduje mur dla swego bogactwa, by odgrodzić się od nędzy . Zawsze czyni to konkretny bogacz lub grupa bogaczy. To nie pewien polityk staje się dyktatorem albo sprzeniewierza się obietnicom wyborczym, lecz zawsze ktoś, o kim myślimy jako o konkretnym człowieku. To nie pewien psychopata  rozpętał II Wojnę Światową, lecz Hitler wspólnie z nazistami i przy wsparciu innych bogaczy; to nie pewien komunista wymordował miliony wrogów ludu, lecz Stalin wspólnie z towarzyszami wyznającymi zbrodnicze idee i przy wsparciu innych bogaczy...

W porządku historii każda zbrodnia musi być opisywana z imienia i nazwiska. W przeciwnym przypadku  nie ma sensu, a ten świat staje się bezforemny - podwójnie zły dla ofiar.

Nagroda i kara powinna pojawić się już w doczesnym porządku, a nie dopiero w niebie. System ocen, który unieważna ziemskie sądy prowadzi do bezkarności silnych, do żerowania na słabszych.

Czy słowa powyżej to poprawianie przypowieści Jezusa? Też nie. Są bowiem delikatne granice pomiędzy porządkami: ziemskim i niebieskim. Membrany pomiędzy światami, poprzez które przechodzimy w obie strony (już nawet za życia tu i teraz), są przepuszczalne dla światła zamkniętego w niektórych formach myśli, emocji i uczynków. Skarb w niebie budujemy właśnie w ten niewidzialny sposób. Poprzez modlitwę do Najwyższego, poprzez ofiarę, która jest służbą dla  bliźniego (i niewiele ma wspólnego z kapłanami), poprzez inicjacje miłości, w ktore wciąż życie chce nas wplątać, lecz my się bronimy i czynimy wszystko, by się wyplątać.

Dlaczego Jezus nie wymienia nazwiska bogacza? Bo jest delikatny? Bo nie chce go pozbawiać czci w oczach słuchaczy i uczestników misterium swego nauczania na ziemi? Bo mechanizm grzechu trzeba pokazywać, ale w taki sposób, by nie wikłać tego w struktury osobowe? Takie interpretacje przypowieści byłyby wierutną bzdurą.

Grzech jest osobowy i nie da się go wydestylować poza psychikę i duszę człowieka. To tam, w duszy,  rośnie i zniewala człowieka. To nie jest po prostu muchomor szatana w lesie cywilizacji, lecz coś zabijającego fraktalną świetlistość duszy, przerywającego ścieżki łączności człowieka z Bogiem. Drzewo wykorzenione z duchowej gleby i bez kontaktu z wodami ludzkich i boskich wartości.

Nazwisko bogacza nie jest ważne. Nigdy nie było. Ważne są nazwiska osób, z którymi dzielisz własne życie. Właściwa interpretacja nasuwa się dopiero wówczas, gdy zmadrzejemy i spojrzymy na nasze wirtualnie i realnie kreowane piekła na ziemi. Co to znaczy zmądrzeć dzisiaj?

A gdyby tak odrzucić matriks  kreowany przez media i celebrytów? Co wówczas pozostanie? Matka i ojciec, syn i córka, żona i mąż, konkretni przyjaciele i wpółpracownicy...oraz setki i tysiące osób, z którymi wchodzisz w relacje osobowe w codziennym życiu, w rodzinie, w szkole, w pracy i w swojej społeczności lokalnej. To oni istnieją realnie, a nie różne Dody Elektrody, Tuski, Obamy i Putiny, Dalaj Lamy i Benedykty XVI.

Tamci istnieją mniej niż każdy Łazarz, którego spotykasz w swoim życiu. Istnieją jako monstra uosabiające dobro lub zło, tylko dlatego, że ty nadajesz im znaczenie, żywisz ich własną energią duchową. Czy mają coś z tego, że ich żywisz? Nic, w porządku duchowym prawie nic, chyba że jesteś im wdzięczny za dobre uczynki. A w ziemskim? Tak, wiele, bardzo wiele. Więcej niż myślisz. Co, nie podoba się taka interpretacja przypowieści? Świetnie, cieszę się. Mnie też się nie podoba. (Pojawi się interpretacja pogłębiona).

Nie osądzaj bliźniego swego, współczuj mu i pomagaj. Odwróć się od Dody Eletrody i wszelkich rozlicznych mutacji tego bytu tworzonego w laboratoriach dla zabijania więzi duszy ze światem duchowym. Co jednak możesz zrobić z Tuskami, Obamami, Putinami? Oto jest pytanie.

Te byty nie mają imienia, są nikim w twoim życiu. Dlaczego więc wypełniły sobą pół nieba i pół piekła, w którym żyjesz,  a ziemię usunęły spod twoich stóp? Bo nie zrozumiałeś nauki Jezusa.

Osądzaj Tuska, Obamę i Putina. To nic osobistego. To byty bez imienia. Dostali władzę i cokolwiek  uczynią tobie bezimiennie i sobie uczynią imiennie, wymazująć własne imię z „Księgi życia“. Uczynią tobie, bo mają władzę,  a ty musisz bronić własnej godności przed złymi aspektami korzystania z władzy, która nie respektuje tego co boskie.

Tuski, Obamy, a przede wszystkim  Putiny (podobnie jak inni dyktatorzy) są bezimiennymi bogaczami. Tylko tyle. I sam wyciągaj wnioski.

W porządku ziemskim mozesz pozbawić ich  władzy w pięć minut, jeśli wspólnie z innymi Łazarzami odkryjesz porządek boski. Nie zrażaj się, że w ziemskim matriksie cesarskich nieporządków nie udało się to dotychczas żadnej wspólnocie. Kto wie, może zainicjujesz ten pierwszy raz? Ale najpierw musisz żyć we wspólnocie, a bogacze są od tego, żeby rozbijać każdą wspólnotę. Rządzić i dzielić. Nie licz na to, że ich słudzy to elity, które odkrywają coś istotnego poprzez to całe wymądrzanie się uczonych w piśmie i faryzeuszów.

Imię dla  Jezusa oznaczało osobę. Posiadać imię, to znaczyło być kimś, z kim wchodził w relacje osobowe. Kogo spotykał na drodze i wybierał do wypełnienia konkretnego zadania w porządku miłości.  Szymon otrzymał nowe imię Piotr, Szaweł stał się Pawłem. Bogacz nie zasłużył na imię. Jest nikim w porządku, który inicjuje na ziemi Jezus.

Czyżby bogactwo było marną wartością, aby nadać znaczenie osobie? Czyżby  wartości materialne  nie miały znaczenia w porządku duchowym? Tak, zdecydowanie tak. W porządku miłości, która wypełnia i splata relacje osobowe osób zasługujących na imię, są one mniej ważne. Liczy się kim jesteś wobec Boga i ludzi, których kochasz. I liczy się to, czy wejdziesz na ścieżkę, na której staniesz się Chrystusem.

Bogacz utopił  się w  bogactwie i poszukiwaniu przyjemności życiowych. Stał się nikim w magmie podobnych topielców "cwelujących" w więzieniu konsumpcji. Cwelem w złotych kratkach być to za mało, by zasłużyć na imię. Imię w porządku boskim przynależy bowiem do osoby, która ucieleśnia coś boskiego na padole ziemskim poprzez własne życie. To coś to zawsze - prawda i wolność. To coś to -  pokój i umiejętność przytomnego bycia osobą wcielającą w siebie boskie wzory i symfonie.

Bogacz trafił do piekła po śmierci, ale gdzie był za życia? W niebie? Nie, zdecydowanie nie. Przebywał również w piekle bezimiennych przyjemności i uciech. U Boga nie zasłużył sobie na imię, u ludzi kupił sobie imię, którym wzywali go słudzy i znajomi, na ktore reagowali, bo miał nad nimi władzę. Ale w gruncie rzeczy był nikim - tylko zlepkiem przyjemności, uciech i dostatku.

To imię - tak uważa Jezus - nie zostało zapisane w „Księdze życia” (Ap 20,12). Nikt nie włożył bogaczowi  kamyka do kieszeni z wypisanym imieniem (Ap 2,17), które stałoby się  biletem wstępu do wspólnoty świętych. Nikt go bowiem nie kochał. Łazarza kochały przynajmniej psy, z którymi czasami dzielił się resztkami jedzenia i którym poświęcał swój czas.

Bogacz był najbiedniejszym z ludzi w porządku duchowym. Bogatym materialnie czyniła go iluzja cesarskich hierarchii.

Ten wzór zabiegania o godności i tytuły, bez  troski  o zachowanie godności osobistej, powtarza się w historii człowieka. To jeden z podstawowych wirusów, który napędza historię upadku moralnego i duchowego człowieka. Obojętność na ubóstwo  drugiego człowieka, pogarda dla tych, którym się nie wiedzie w życiu, nienawiść, bo  inni są inni i wreszcie wojna, bo pojawił się gniew i podejrzenie, że ktoś czyha na nasze dobra. To zazwyczaj wystarczy, by stworzyć piekło na ziemi.  I aby nie dzielić się, wzmacniać własną potęgę i łupić dla większego bogactwa- gotowi będziemy do wielkich poświęceń, które wykluczają nas z porządku boskiego.

Łazarz ma imię u Jezusa. Zastanów się u kogo ty masz imię. To najważniejsze. Tylko w relacjach z osobami, dla których nie jesteś bezimienny, będziesz budował własne przeznaczenie. Oni mają twój bilet do królestwa niebieskiego w swoim sercu. Otwórz te serca i kup sobie podróż do „Księgi życia“. Trudne? Tak trudne, bo patrzysz nie tam, gdzie powinieneś. Patrz w serce osób, z którymi dzielisz ten świat.

Łazarz wpisał się w  serce Boga, a w każym razie  Jezus go zapamiętał. A kiedy nas zapamięta? Oj nie, nie miej złudzeń, że stanie się tak, bo na chrzcie otrzymałeś imię pierwsze i drugie. To za mało. Również trzecie imię na bierzmowaniu nie daje ci prawa do imienia w „Księdze życia“. Myślenie w takich kategoriach to czysta magia jednej z religii (którą najprawdopodobniej wyznajesz), która nie ma nic wspólnego z porządkiem duchowym.

Otrzymaliśmy na chrzcie imię i Bóg zna to imię.  Ale to za mało na wpis w  „Księgę życia". To nigdy nie wystarczało i nigdy nie wystarczy, żeby wpisać się w cykl słów świętego Pawła: „A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga - zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus” (Ef 2, 19-20).

Bo imię to nie rytuał. Ono musi wyryć się w sercu tych, których kochamy i wzmacniamy naszą obecnością, przytomnością i troską. Skończmy w końcu z rytualnymi fantazjami, które w gestach, a nie w realnych dojrzewaniach ducha do miłości, upatrują zbawienia. Nie podoba się taka interpretacja? Mnie też się nie podoba. No cóż, czy ktoś obiecywał, że będzie tak prosto wejść do królestwa niebieskiego? Jezus, może on obiecywał?

Jezus mówi: „Ceńcie sobie to. Zarabiajcie na dobre imię u Boga i bliźnich”. A ja dodam: nic do rzeczy nie ma tu bogactwo czy ubóstwo. To tylko właściwości przypisane do roli w teatrze cieni. Z drugiej strony: „ Łatwiej przejść wielbładowi przez ucho igielne niż bogaczowi wejść do królestwa niebieskiego“ - to znowu Jezus. Kim więc jest bogacz i dlaczego popada w tak wielkie ubóstwo duchowe, że prawie zawsze ląduje w piekle?

Jest durniem, który nie widzi porządku serca. Co zasłania mu widok na ten porządek? Bogactwo - tak, ale raczej niezdolność do dzielenia się dobrami materialnymi z potrzebującymi pomocy. Władza? - tak, ale przede wszystkim  niezdolność do mądrego i współczującego służenia wspólnocie. Pycha? - oj, nade wszystko pycha, budowana jako forteca ego na bagnie iluzji oddzielenia własnego losu od losu bliźnich.

Nic nie jest oddzielone ani na tym, ani na tamtym świecie. I to jest kolejna lekcja płynąca z "Przypowieści o bogaczu i Łazarzu". (Ale to zostawiam na kolejny wpis.)

czwartek, 9 grudnia 2010

Komunia w Duchu Świętym

Bez komunii między rozumem i wiarą nie ma pokoju.

Bez komunii między bogactwem i ubóstwem nie ma pokoju. Bogać się, by dawać; przyjmuj, by było więcej wspólnot natchnionych Duchem Świętym.

Bez komunii między wolnością a solidarnością nie ma pokoju. Bądź wolny, by wzrastała solidarność we wspólnotach natchnionych Duchem Świętym.
Bez komunii między milczeniem i słowem nie ma pokoju. Słowo wypływające z ciszy do ciszy ma wrócić, by rozmowa tworzyła wspólnoty natchnione Duchem Świętym.
 Bez komunii między miłością i śmiercią nie ma pokoju. Miłość odnawia się w śmierci, śmierć odnawia wspólnoty natchnione w Duchu Świętym.

środa, 8 grudnia 2010

Przewodzić to znaczy służyć.

Oczywiście nie wierzycie  w bajki ani w Ewangelie. Nie zamierzam zatem pisać zbyt wielu słów. Nieprzekonanych przekonywać, przekonanych nauczać. W Ewangeliach są bajki, a w bajkach nie ma nic, co przypominałoby prawdziwe życie.
A zatem, do widzenia.


Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać, wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: Panie, Ty chcesz mi umyć nogi? Jezus mu odpowiedział: Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział. Rzekł do Niego Piotr: Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał. Odpowiedział mu Jezus: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną. Rzekł do Niego Szymon Piotr: Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę. Powiedział do niego Jezus: Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy. Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: Nie wszyscy jesteście czyści. A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem (J 13, 1-15).

A jeśli nadal czytasz, to żałuj. Nie mam nic odkrywczego do powiedzenia. Powiedziano już znacznie więcej. Na próżno, nadaremnie.
Słowa wlatują jednym uchem, a wylatują drugim. Nawet jeśli jesteś chrześcijaninem i słyszałeś je siedemset siedemdziesiąt siedem razy (777x), nic się przełomowego nie wydarzyło. Wiesz swoje.

Nauczanie cesarskie ma większą moc niż boskie. Tako prawda dla tego świata brzmiała i zawsze ma brzmieć:
Przewodzić to znaczy rządzić.
To idź i rządź.
Jak mam rządzić Panie, bez władzy, pieniędzy i sług?

Faktycznie, to trudne.

Nie masz władzy, nawet nad własnymi myślami. Sprzedałeś własny rozum d-elitom, czyli debilom wypromowanym przez piramidę na elitę.

Pieniędzy ledwie starcza na związanie końca z końcem,  spłacasz kredyty, a władza, którą sobie wybrałeś, potrafi tylko powiększać twój dług u lichwiarzy.

Cieszysz się, bo nie siedzisz na najniższej grzędzie drabiny społecznej. Możesz dziobać tych pod tobą. To twoje robaki, znaczy się sługi. Ale inni siedzą wyżej, to jesteś ich sługą, znaczy się robakiem.

Robaku, pomyśl! Co musisz zrobić?

Tak, kombinujesz bezbłędnie! Musisz wspiąć się o szczebelek wyżej. Reszta to  nieistotne drobiazgi.  Jeśli zostałeś zaprogramowany na życie w piramidzie, nie ma znaczenia, czy masz poglądy konserwatywne, czy liberalne, do jakiego kościoła chodzisz lub nie chodzisz, jakie wyznajesz ideały. No prawie nie ma, bo trochę   jakby ma!

Jesteś kurczakiem. W kurniku, obok kur i kogutów,  mieszkają jednak lisy. I to "trochę"  dotyczy świadomości, że tu właśnie mieszkają, za zasłonami iluzji, w mroku, ale  nie w zaświatach.

W piramidzie niewolnik chce być panem i staje się panem za cenę bycia niewolnikiem wyższego pana.  Stopień poniżej, pod swoim podnóżkiem ma  królestwo dziobania. Stopień powyżej beleczka dla wójta lub plebana...dwa stopnie, trzy stopnie (...) trzydzieści trzy stopnie. Im wyżej, tym mniej widzisz. Kurza ślepota to cecha pożądana w kurniku.

Świat piramidy nie ma problemu z formowaniem się w rozmaite ustroje polityczne - każdy zadoptuje dla własnych celów. Piramidy demokratyczne dają więcej przestrzeni na  klatkę dla jednego niewolnika, ale łatwo je przekształcić w piramidy totalitarne. O tym, kiedy to nastąpi decydują zawsze lisy.


Rozejrzyj się po kurniku. Czy już widzisz,  jak to się robi. Czy już wiesz, gdzie przyczaiły się lisy? Wystarczy zgasić światło. Pstryk. Samo zgaśnie, jeśli pozwolisz zgasić własny rozum. Tak, wiem, już na to pozwoliłeś. W mroku nie wymyślisz jednak, z której flanki zaatakują tym razem lisy.

Zapal światło. Samo się zapali, jeśli tylko staniesz obok kurnika piramidy. Słońce lub księżyc i gwiazdy potrzebują nieba, by wypełnić mandalę ziemi wolnością życia. Niebo potrzebuje światła twojego rozumu. Zresztą, mojego również. Bo gadają mądre głowy, co dwie głowy, to nie jedna.

wtorek, 7 grudnia 2010

Modlitwa przemienienia

Panie, przemień   wrogów w przyjaciół

Jak przemieniasz wino w krew a chleb w ciało.












Panie, Panie z tej belki
Łzy wypływają ze źrenic
Dla Twojej i naszej męki
Źdźbła z nasion przestrzeni.

Pod prysznicem łaski wychłoszcz nasze serca biczem prawdy
Byśmy poniechali wzajemnej przemocy i chłosty.
Otwórz  nas dla pokóju, osłoń cierniem miłosierdzia
By z pączka róży rozchylonego  spadł deszcz płatków.

I dotykając ziemi rodził życie,
I dotykając nieba błogosławił
Niech słyszy ciało serca bicie
A chorał ludzki Ciebie sławi.

Panie, przywróć nam ufność w  promienie słońca,
Co igrają z  cieniem w oliwnych  ogrodach,
By przenikały iskierkami świateł do każdego łona
I zapładniały rozmiłowaniem marzeń naszą pracę i dolę.

Gdy sen pod swym owalem
Dotyka pod maską twarzy
Ucz nas na jawie bycia razem,
I kochaj nieustająco, milion razy.

Od wyczerpania, zmęczenia i gnuśności,
Upiorów lęku i ustania w drodze
Wybawiaj nas Panie przez wieczną chwilę,
Podnoś  z klęczek kamiennych posadzek
I buduj z nas świętych obcowania świątynię.

Poddani Ducha Świętego prowadzeniu
Na wieki wieków amen
W bliskości Twojego objawienia
Nasz los,  duchowy testament.

A krople zwyczajnego życia niech łączą się w jedności, Panie,
Źródła dotknięte laską mądrości niech wytryskują z jałowej skały, Panie
Strumienie niech płyną w dal aż do bezkresnego oceanu,  Panie
W podcieniach krzyża Zmartwychwstanie
Niech się stanie, niech się stanie wola Twoja Panie.

Z prochu, z prochu i próżności
Człowiek jak anioł z jednym skrzydłem
Nieutulony bez skrzydeł umiłowanej, nie poleci na firmament
Niedokończony w błocie, w grzechu uwikłany w krzywdzie
Potrzebuje miłości bliźniego, dwóch skrzydeł .

Z  lęku, od win do miłości  i  odwagi bycia sobą,
Poprowadź  nas Panie.
Prostą drogą, stromą drogą
Ponad niebo, ponad kamień.

Od niedostatku i niedoli, od kajdan nieprzyjaźni uwolnij nas Panie,
Twój kielich niech pochłonie gorycz naszych przewin Panie,
Twoje miłosierdzie niech rozpali serce każde Panie,
Twojej męki i krzyża oszczędź naszym bliźnim Panie.
Miej nad nami zmiłowanie,  Panie,
Daj nam dar rozumienia osób i rzeczy, Panie.
Naucz nas wielbić w pieśniach  rozumu i rąk ziemię i niebo Panie,
Wzmocnij w nas ducha niezłomnego Panie,
Wspieraj, gdy wspieramy pogrążonych w rozpaczy, chorych i głodnych.
I pozwól nam zrywać z drzew jabłka zdrowe,
Byśmy wrócili  po śladach Twoich do królestwa duchowego przemienienia.

Ta modlitwa  niechaj świat odmienia
Ta modlitwa niechaj serca przemienia
Do miłości, od cierpienia,
Do nadziei, od rozpaczy,
Do wiary, od zwątpienia,
Do wolności, od iluzji,
Do odwagi, od lęku,
Do radości, od smutku,
Do prawdy, od kłamstwa,
Do mądrości, od pychy,
Do pokoju, od wojen,
Do wspólnot, od samotności,
Do życia, od umierania,
Do zdrowia, od choroby,
Do czystości, od pożądania,
Do czci, od pogardy,
Do drogi, od manowców,
Do niewinności, od grzechów.
Do serdeczności, od pazerności.
Do jedności, od rozproszenia.
To nam daj, o to prosimy Panie.
Amen, Amen…

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Hymn do miłości Pawła z Tarsu


Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.

Istniejemy w miłości i do miłości. 
Bóg jest miłością. 
Istniejemy w Bogu i w drodze do Boga.
Dlaczego bez miłości?
A można ją posiąść? – Nie!
Stań się nią i bądź. 
Oto ta droga.






Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
A gdy jestem niczym w miłości,
Kim jestem?
Góra przychodzi do mnie, 
Tajemnica napełnia mnie światłem,
Nie umiem już być prorokiem,
Mądrość staje się całym światem.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.
Niczego nie mogę zyskać,
Niczego nie mogę stracić,
Gdy ciało płonie miłością
A dusza jest boskim żarem.
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
I staje się chwalebnym ciałem.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą; 
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego; 
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
I przemienia życie w prawdę.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje, 
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie.
To źródło niewyczerpane,
Napełniające serce słowem,
Przelane ponad każdą miarę.
Fontanna wiecznego teraz,
Wzbijająca się ponad wiedzę, nadzieję i wiarę,
Litania świętych nieustająca.
Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy.
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. 
Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się
mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce.
Doskonałe są dary boże,
Doskonałe jest niebo i ziemia,
I doskonały jest człowiek,
Gdy myśli, czuje i kocha jak dziecko
Przytulone do Matki, 
Wznoszące się do Ojca.
 Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość.


Teraz poznam, jak zostałem poznany.
Teraz kocham, jak jestem już kochany.
Teraz w modlitwie odsłania się łaska.
Wiara, nadzieja i miłość teraz.

niedziela, 5 grudnia 2010

Klocki nie, klocki tak!

W wielkich marzeniach  drzemie dzika siła. Podobne przyciąga podobne – głosi prawo przyciągania.
Nauczcie się  nie brać.. Nie kradnij. Nie pożądaj. Nie zabijaj. Nie kłam. Nie wierz w fałszywego Boga. Nie  lękaj się. Nie bądź niewolnikiem.
Kolejna cywilizacja budowana na klockach nie. Ciekawe jak długo przetrwa, skoro ludzka podświadomość nie widzi nie?
System działa niezawodnie, zgodnie z prawem przyciągania, lecz - jak każdy ślepiec - widzi fałszywe tak. Zakazy przekształcają się w podświadome  nakazy: kradnij, pożądaj, zabijaj, kłam, wierz w złotego cielca, lękaj się, bądź niewolnikiem.
Obłuda jest wstrętna i odpycha.  Podświadomość napełniona zakazami widzi winy i grzechy, lecz nie widzi już raju niewinności.
W wielkich pragnieniach drzemie dzika siła. Rzeka płynie do oceanu, ziemia nas przyciąga a niebo  inspiruje, gdy nie ma w nim ołtarza nie.
Dziwne to wszystko. Wykoślawione w krzywym zwierciadle nie obrazy umysłu stają się formami rzeczywistości. Przemoc zamiast mocy. Wojna zamiast pokoju. Ciemność zamiast światła. Nienawiść zamiast miłości. Lęk zamiast odwagi. Wina zamiast niewinności. Utopia zamiast raju. Szatan zamiast Boga.
W rzeczy samej, ziemia daje i niebo daje. Tak, tak,  tak - mówi. Daje tak i nie daje nie.
Nauczcie się przyjmować dary.
Branie jest ważniejsze niż dawanie, gdy mają spełnić się marzenia. Sztuka przyjmowania jest bardziej pierwotna niż sztuka dawania.
Przyjmuj miłość i kochaj.
Bierz wolność i bądź wolny.
Wspieraj radość, gdzie  się da.
Przyjmuj życie jak komunię.
Twórz. Błogosław. Dziękuj.
To wszystko pochodzi od Boga.

Dogmaty to manowce

Dogmaty są jak Święte Krowy.
Krowy, skądinąd cudowne stworzenia boże, bo mleko dają i trawę żują, zostały przerobione w hinduizmie na istoty niemalże nadprzyrodzone. Nie warto tego krytykować – to nie jest najstraszniejszy dogmat naszej ludzkiej Historii. Były gorsze - w każdej wielkiej religii.
O wiele straszniejsze były (są) dogmaty wpisane w komunizm i faszyzm. Pociągnęły za sobą w otchłań komór gazowych i zniewolenia miliony istnień ludzkich. O wiele straszniejsze są dogmaty liberalizmu i hedonizmu obyczajowego – pociągnęły już bowiem, i jeszcze pociągną za sobą, w otchłań aborcji i eutanazji, grube miliony istnień ludzkich.
Bardzo niebezpieczne w swych  konsekwencjach dla współczesnej cywilizacji mogą okazać się nowe dogmaty wykluwające się z postmodernistycznej nauki, jeżeli nie powróci do korzeni.
Korzeniem dla nauki jest filozofia jako umiłowanie mądrości w najbardziej klasycznym i prostym znaczeniu. To korzeń, który zakorzenia całe drzewo poznania w ludzkim sumieniu i sercu.
Religia jest partnerem do dyskusji, można by nawet rzec sparing partnerem, z którym nauka musi pozostawać w żywym kontakcie, by nie wypaść poza ring żywej Kultury, poprzez którą ludzkość prowadzi swoją walkę o dalszy rozwój lub przetrwanie.
Matematyka jest natomiast  co najwyżej językiem, którym nauki przyrodnicze i społeczne opisują świat materii, energii i informacji, lecz już nie ducha. Duch bywa dostępny dla człowieka wyłącznie poprzez doświadczenie bycia człowiekiem.
Oderwanie nauki od filozofii, religii i kultury, swoiście pojmowana emancypacja, to współczesny dogmat. Pseudonaukowy obłęd, gdzie - w miejsce aksjologii (zwłaszcza etyki)  dla ustalenia granic wolności, i mistyki jako źródła inspiracji duchowych - wdarła się toporna ideologia materialistyczna ze wszystkimi ponurymi prognozami postępu.
Nauka bez wsłuchiwania się w słowa płynące z mistycznych i aksjologicznych obszarów Bytu jest po prostu ślepa. To ślepiec, który nie może być przewodnikiem cywilizacji.
Ślepiec ten staje się narzędziem w rękach polityków i wielkich korporacji. Ślepiec ten chodzi po polach wiedzy, na których manipuluje się już nie tylko prawdą, ale faktami, dla osiągnięcia krótkowzrocznych korzyści politycznych i ekonomicznych.I na wiele sposobów, forsuje się perwersyjne pomysły, z naiwną wiarą, że celem nauki jest technologiczna i cybernetyczna perfekcja - poza życiem i  poza społeczną kontrolą.
Dogmaty są jak klatki. Człowiek zamknięty za murami dogmatycznego więzienia nie widzi świata. Skrzywia się jak pokurcz, marnieje. Otwarty świat nie znosi dogmatów, wymaga twórczego myślenia, doświadczania życia i emocjonalnej oraz duchowej dojrzałości.
Dlatego warto uczyć się stawiania pytań, również tych największych. Kim jestem? Czy istnieje Bóg? Co odkrywa nauka? Czy system demokracji liberalnej jest rzeczywiście najlepszym ustrojem?
Kto pyta, nie błądzi. Kto kwestionuje i podważa, musi coś zaproponować w to miejsce, uczyć się bardziej twórczego życia.
Dogmaty, ideologie, salonowe autorytety, gorsety nawyków i wierzeń – wszystko to istnieje marnie, a dla człowieka na duchowej drodze tylko po to, by przesiać przez sito własnej tożsamości, by zostawić ziarno a plewy odrzucić. Zweryfikować w tyglu prawdy wypływającej z serca.
Warto podważać dogmaty, rozbijać skorupy społecznej hipnozy. To jedyna droga do wolności i autonomii. Ale również do pokoju.

Cel w drodze

Moim celem jest miłość,  żeby  w mojej obecności ludzie nabierali zaufania do siebie i stawali się otwarci na drugiego człowieka.
Chcę być lekarzem, żeby uzdrawiać i nieść chorym ulgę w cierpieniu.
Chcę być nauczycielem, żeby pomagać moim uczniom w odkrywaniu własnych darów i talentów.
Chcę być politykiem, żeby sprawiedliwie służyć obywatelom mojego państwa i dbać o dobro wspólne.
Chcę zajmować się biznesem, żeby pomnażać bogactwo i nim się dzielić, tworzyć nowe miejsca pracy w trosce o dobro wspólne.
Chcę być naukowcem, żeby wiedza wspierała cywilizację i kulturę mądrością oraz przynosiła do świata nieco dobra.
Chcę być artystą, filozofem, rzemieślnikiem, by światło bytu przepływało przez ornamenty moich dzieł i inspirowało do twórczości innych.
Chcę być rolnikiem, żeby na stole każdej rodziny pojawiała się zdrowa żywność.
Chcę uczciwie przeżyć życie, żeby dawać świadectwa ludzkiej godności.
Odkryłeś taki cel, choćby  najmniejszy z możliwych i bardzo skromny?   Żyjesz więc w  harmonii z programem tego celu. Z poczuciem autentycznej misji. W komunii ze samym sobą!  Tak jest świetnie! Pragnienia uaktywniają moc twórczą - zaczynają się spełniać. Z pasji rodzi się żywy człowiek – szczęśliwa istota.
Nie odkryłeś? Odkryj. A wzorów szukaj wśród odkrywców.

sobota, 4 grudnia 2010

Jestem - cel w życiu

Mieć  w życiu cel -  to mieć najlepszego przyjaciela, który nigdy nie zawiedzie i nie zdradzi. Wesprze dobrą radą i życzliwym słowem. Przemierzy  całą drogę, od narodzin do śmierci.
Odkrycie prawdziwego celu  graniczy z cudem.
Kim jesteś? Wiesz? Dopóki nie wiesz, nie znasz swego celu.
Kim jesteś? Oto pytanie!  Powinno  drążyć czas każdą chwilą, wdzierać się w głąb  twojej świadomości, odzierając ją z kolejnych warstw iluzji. Aż odkryjesz– na końcu tęczy zjawisk –  Pustkę.
Ta Pustka może być już tylko Pełnią. Tylko  życie może ją wypełnić sensem. Tylko Ty - Nikt inny.
Nikt inny nie przeżyje za ciebie życia, nikt inny za ciebie nie pokocha. Tylko Ty.
Tylko ty wypełnisz zadanie – przeżyjesz najpełniej w zadaniu. Spełnisz się w nim, żeby bez żalu odejść z tego świata.
Co jest tym zadaniem?  Ja Jestem – oto cel,  najbardziej zapomniane zadanie.

piątek, 3 grudnia 2010

Serce integruje umysł

W ciszy - narodziny i śmierć, radość i smutek, rozkosz i cierpienie - uciszają się. W uciszeniu ożywiają i zmartwychwstają. Paradoksalnie przypływają - jakby ich nie było, jakby uległy anihilacji materii   z antymaterią, w eksplozji zamieniającej każdą sferę istnienia w światło.
W przestrzeniach serca eksplozja wydobywa z cienia światło przytomności. Niczego jednak nie anihiluje, raczej transformuje, integruje i przekracza. Jakby serce było pracownią alchemiczną, a ty odkrywcą kamienia filozoficznego.
Przeciwności zderzają się wprawdzie wciąż ze sobą, lecz - zamiast znikać w anihilacji - wchodzą  w dynamicznie żywe reakcje i relacje dopełnienia. Dogadują się, komunikują sobie wzajemnie, że są komplementarne. Jak Kochankowie, bez słów wiedzą, że muszą ze sobą współistnieć, by wydarzyła się miłość. Taniec miłości.
W tym procesie  nic nie dzieje się gwałtownie. Mimo to, z najgłębszej ciszy wyplecionej ze światła, wyłania się z cienia najwyższy poziom dynamizmu.
Taniec miłości  kreuje piękne wzory wibracji, ożywiane od wewnątrz i z zewnątrz symfoniami Pieśni, w panoramicznych i wielowymiarowych Opowieściach.
Serce obejmuje i przekracza umysł i świat, otwiera się na boskość duszy – na transcendentalnego Boga immanentnie rodzącego się w duszy . Stajesz się sługą duszy i Boga, który duszę urodził.

czwartek, 2 grudnia 2010

Pomiędzy biegunami

Życie pomiędzy biegunami bywa bolesne lub fascynujące. Ucisz to. Przekrocz to. Przekrocz myślenie – to jest wykonalne.
W ciszy cisza milczy, lecz w tym milczeniu rozciąga się w pieśń rzeczywistości.
Przekrocz i to ograniczenie. Świat pozostanie, lecz ty otworzysz drzwi do bardziej twórczego sposobu istnienia. Ponad nawykami, bardziej spontanicznie i z większą ekspresją zagrasz kolejne role.
Przeciwieństwem odwagi nie będzie już obezwładniający lęk, lecz cała gama bardziej harmonijnie współistniejących przeciwieństw – kreatorów subtelniejszych światów wielowymiarowych.
Śmierć przestanie być bezdusznym końcem wszystkiego, a stanie się bramą do nowego cyklu życia.
Przekrocz również to. W otwartości wyłonią się nowe kontynenty wiedzy, przypłyną nowe sny – pojawią się też te same osoby, ale bardziej wyraziste i pełne nierozpoznawanych wcześniej sensów i tajemnic. Pogłębione przez serce.

Przekrocz nawet to. Każdy kontakt z inną osobą stanie się okazją do rozwoju, do dialogu, który odsłania nowe horyzonty pieśni duszy i milczenia.

Przeciwieństwa

Żyjesz w świecie współistniejących przeciwieństw. Przeciwieństwa czasami się przyciągają, czasami odpychają, a czasami - następują po sobie w kolejnych chwilach istnienia.



Narodziny i śmierć,
Radość i smutek,
Rozkosz i cierpienie,
Gorąco i zimno,
Odwaga i lęk,
Światło i ciemność,
Cząsteczka i fala,
Góra i dół.
Doświadczasz tego wszystkiego. Bez narodzin nie byłoby śmierci. Czy odwaga może być zrozumiana bez strachu? Czy bez dołu zaistniałaby góra w twoim myśleniu?
Nasz świat, bez gry przeciwieństw, zapadłby się w siebie jak czarna dziura. Stałby się bezwymiarowym punktem poza sferą umysłu. Przeciwieństwa  rozciągają świat w wymiarach przestrzeni i czasu. Rozciągają też umysł wokół myślenia biegunowego.
Biegunów może być wiele – niekoniecznie dwa. Coś wyłania się pomiędzy biegunami – ta cała różnobarwna gra świateł i cieni, w dynamicznych eksplozjach i kolapsach. W spazmach i kreacjach, które wyrywają się z całości, by wypełnić umysł kolejnymi seansami – ubrać w ciała iluzji, że taki jest świat, wszechświat i wszystko.
Bóg jest dobry, szatan – zły.
Materia to zamrożona energia.
Nauka opisuje prawa przyrody językiem matematyki, nie ma więc nauki poza-matematycznej.
Takie lub inne myśli tworzą się wokół biegunów i pomiędzy nimi. Na wielu płaszczyznach, w wielu wymiarach.
A gdyby to wszystko zredukować i napisać uniwersalną teorię wszystkiego?  Coś by się zmieniło, czy nic?. 
Nic! Świat i myślenie o świecie, nadal rozciągałby się wokół biegunów i pomiędzy nimi. Pewnie  byłyby to inne bieguny, inaczej zdefiniowane profile rzeczywistości, ale świat nie skurczyłby się do bezwymiarowego punktu. Nie przestałby istnieć w rozciągnięciu aż do granic umysłu.