Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść:
„Pewien człowiek, mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana.
Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi.
Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: »Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem«. Rzekł mu pan: »Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczach, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana«.
Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: »Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem«. Rzekł mu pan: »Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczach, nad wieloma cię postawię; wejdź do radości twego pana«.
Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: »Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność«.
Odrzekł mu pan jego: »Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz w ciemności; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów«”.
Mt 25,14-30
Oto przypowieść Jezusa, która miała całkiem sporo głupich interpretacji. Słabo rozumiana, prowadziła do wielu perwersji w historii idei cywilizacji zachodniej. Najprostsza interpretacja, że talentów nie wolno zakopywać i koniecznie trzeba je pomnażać, aby zdać rachunek ze swojego życia przed Panem (Bogiem) nie jest prawdziwa. Pan z przypowieści ma tyle wspólnego z Bogiem, co porządek cesarski z porządkiem boskim. "Oddajcie Bogu, co boskie, a cesarzowi, co cesarskie" i nie mieszajcie tych porządków. Powoli czas to uporządkować.
Idealne koło się nie kantuje, lecz płynnie zakrzywia linią w okrąg, kula musi zamknąć się we własnej sferze. Lecz Tao nigdzie się nie zamyka, ale również się nie kantuje - jest najbardziej puste i najbardziej pełne. Z nikim nie wchodzi w konflikt, z nikim się nie procesuje, nikogo nie osądza. Nie wymaga wysiłku i naprężania muskułów do wypełniania sobą każdej kropli rzeczywistości.
Takie jest Tao, ale również jest to natura Talentu.
Takie jest Tao, ale również jest to natura Talentu.
Talent jest czymś żywym, bez kantów, czymś naturalnym i spontanicznym, choć wymaga dla ujawnienia własnego przejawienia w świecie widzialnym cierpliwości, wytrwałości i pracy - najlepiej pod okiem Mistrza.
Tao nie buduje konstrukcji siebie w wyniku pracy, lecz zaistnieje bez wysiłku - jak strumień wieczności - popłynie radośnie natychmiast przez i ponad wszechświat. Jest tu, gdzie ty, i jest wszędzie. Chociaż nigdzie się nie przejawia, przejawia się zanim zdołasz poczuć własny oddech.
Talent również jest naturalny jak oddech. Różni się tylko sposobem aktywacji. Dziecko, żeby oddychać musi wyjść z łona, urodzić się i czasami trzeba go pobudzić do oddychania klapsem. Talent też wymaga pobudzenia. Narodziny i aktywacja talentu są jednak znacznie trudniejsze.
Przyjmijmy, że rodzimy się z pewnymi uzdolnieniami i jest to dar boży. Nie ma dwóch takich samych ludzi i nie ma identycznych talentów. Fryderyk Chopin mógł skomponować swoją wieczną muzykę i stać się wirtuozem gry na fortepianie, bo pojawiły się odpowiednie warunki dla wzrostu jego Talentu. Gdyby urodził się w rodzinie, gdzie wypasa się świnie, miałby może talent do gry na wystruganej przez siebie fujarce. Dla Boga jego muzyka byłaby równie miła, lecz świat nie zagrałby Chopina.
Nie mówcie, że Bóg postanowił, że taki talent muzyczny musi odnaleźć swój fortepian. Nie musi, bo wielu go nie otrzyma jako dopełnienia dla bożego daru. Może Bóg chce, żeby dopełnienie tworzył człowiek? A co, jeśli właśnie tego chce i po to posłał na ziemię Miłość? A co jeśli miłość nie odnajduje przeznaczenia, bo najbliżsi i mający wspierać z mocy prawa rozwój talentu, zajmują się zgoła wyłącznie własnymi interesami i wolą zniszczyć coś w bliźnim niż to budować? Takie było ich przeznaczenie? A dlaczego było takie?
Tao nie buduje konstrukcji siebie w wyniku pracy, lecz zaistnieje bez wysiłku - jak strumień wieczności - popłynie radośnie natychmiast przez i ponad wszechświat. Jest tu, gdzie ty, i jest wszędzie. Chociaż nigdzie się nie przejawia, przejawia się zanim zdołasz poczuć własny oddech.
Talent również jest naturalny jak oddech. Różni się tylko sposobem aktywacji. Dziecko, żeby oddychać musi wyjść z łona, urodzić się i czasami trzeba go pobudzić do oddychania klapsem. Talent też wymaga pobudzenia. Narodziny i aktywacja talentu są jednak znacznie trudniejsze.
Przyjmijmy, że rodzimy się z pewnymi uzdolnieniami i jest to dar boży. Nie ma dwóch takich samych ludzi i nie ma identycznych talentów. Fryderyk Chopin mógł skomponować swoją wieczną muzykę i stać się wirtuozem gry na fortepianie, bo pojawiły się odpowiednie warunki dla wzrostu jego Talentu. Gdyby urodził się w rodzinie, gdzie wypasa się świnie, miałby może talent do gry na wystruganej przez siebie fujarce. Dla Boga jego muzyka byłaby równie miła, lecz świat nie zagrałby Chopina.
Nie mówcie, że Bóg postanowił, że taki talent muzyczny musi odnaleźć swój fortepian. Nie musi, bo wielu go nie otrzyma jako dopełnienia dla bożego daru. Może Bóg chce, żeby dopełnienie tworzył człowiek? A co, jeśli właśnie tego chce i po to posłał na ziemię Miłość? A co jeśli miłość nie odnajduje przeznaczenia, bo najbliżsi i mający wspierać z mocy prawa rozwój talentu, zajmują się zgoła wyłącznie własnymi interesami i wolą zniszczyć coś w bliźnim niż to budować? Takie było ich przeznaczenie? A dlaczego było takie?
Tao jest talentem. Najbardziej żywym z żywych, najmniejszym i największym. W Tao nie musisz nic, bo jesteś wszystkim. Tao to największy dar. Niczego od ciebie nie chce, nawet nie pomyśli, żebyś je pomnażał. Bo niby jak masz pomnożyć coś, co raduje się, że jesteś?
A tu, dla kontrastu, ta twarda mowa Jezusa o talentach. Pan i sługa. Sługo, pomnażaj talenty. Pomnożyłeś - jesteś dobry i wierny, zakopałeś - jesteś zły i gnuśny. Lepiej oddałbyś pieniądze bankierom, miałbym swoją lichwę. Wyrzućcie nieudacznika w ciemności, gdzie płacz i zgrzytanie zębów.
Tak dokładnie wygląda nasz świat. Nic bym mu nie dodał, nic nie ujął - w opisach. Dokładnie tak rozlicza się ze swoimi sługami każdy ziemski pan. To świat tej przypowieści. Bankier da ci procent, gdy włożysz mu grosz na konto, a odbierze sobie lichwę, gdy zechcesz coś pożyczyć z banku, by wybudować dom. Niefortunne są słowa o bankierach, bo narzucają interpretacje ekonomiczne przypowieści.
Gdybyśmy poszli tym tropem, to dojdziemy do ściany. Oto, człowiek zarabia 1000 zł, że - żyjąc skromnie i ubogo - nic nie jest wstanie odłożyć na procent, więc wszystko jakby zakopuje, a drugi zarabia 5 000 zł i daje radę pomnażać swój majątek - albo poprzez inwestycje, albo poprzez włożenie do banku oszczędności, które mu zostaną po zaspokojeniu potrzeb życia.
Twarda mowa musi zawsze spotkać się z twardą odmową. Mocną odpowiedzią na niesprawiedliwość wyłaniającą się z płytkiej interpretacji tej przypowieści był komunizm. Narodził się on w kręgu kultury chrześcijańskiej. Dać każdemu według potrzeb, żołądki mamy takie same, zlikwidować kastę panów, wszyscy ludzie pracy są równi. Utopia? Tak, utopia, bo nie udało się zlikwidować kasty panów. Burżuazyjnego pana zastąpił tylko pan w uniformie totalitaryzmu, czerwony pan.
Możliwa druga interpretacja przypowieści zrodziła nazizm. Pan daje jednym więcej talentów, to i może daje im również talent do pomnażania talentów, zaś innym daje mało talentów, to może nie dał im również talentu do pomnażania talentów, a na dodatek chce, żeby zostali wyrzuceni do ciemności, tam (gdzie) "będzie płacz i zgrzytanie zębów". No to pojawił się Hitler i wykonał dzieło wyrzucania gorszych ras do ziemskiego piekła udręki i cierpienia. Tu, na ziemi wymierzając sprawiedliwość w imieniu rasy panów.
Trzecia interpretacja przypowieści pojawiła się razem z liberalizmem. Z początku była ona dość zdrowa: równe prawa, rynek, konkurencja, wprzęgnięcie do pracy innowacji i wynalazków naukowo-technicznych - dawały ludziom twardym, przedsiębiorczym i innowacyjnym szanse, żeby się wybić, pomnażając swój majątek wielokrotnie. Ale również tu nastąpiła degeneracja idei. W kolejnych mutacjach kapitalizmu pojawiły się korporacje, przywileje, nepotyzm, korupcja, układy. Rezultat jest taki, że świat równych szans na pomnażanie talentów zanika. System ewoluuje w kierunku kolejnej apokalipsy.
Ta przypowieść opowiada o chorym świecie. Dlaczego nic nie mówi o tym, jak go zreformować, naprawić? Bo nie powinna. Są inne przypowieści Jezusa, które rzucają światło na problem, który wyłania się, gdy pan i właściciel majątku oddaje pod zarząd swoim sługom, "każdemu według jego zdolności" inną ilość talentów.
Ta przypowieść opowiada o chorym świecie. Dlaczego nic nie mówi o tym, jak go zreformować, naprawić? Bo nie powinna. Są inne przypowieści Jezusa, które rzucają światło na problem, który wyłania się, gdy pan i właściciel majątku oddaje pod zarząd swoim sługom, "każdemu według jego zdolności" inną ilość talentów.
To postawmy inną hipotezę. Załóżmy przez moment, że mówiąc o talentach, Jezus ma na myśli uzdolnienia, dary, które każdemu daje Miłosierny Bóg. Wówczas dojdziemy do wniosku, że ten nasz świat materialny jest za mały na prawidłową interpretację przypowieści o talentach. Potrzebujemy szerszego kontekstu duchowego, żeby dokopać się do właściwych sensów.
No to kopmy. Weźmy łopatę i poszukajmy głębiej ukrytego skarbu duchowego. Niestety, nic specjalnego nie znajdziemy w samej wyizolowanej od całości nauczania Jezusa przypowieści. Czy to znaczy, że przypowieść została niefortunnie zredagowana przez Ewangelistę Mateusza? Niekoniecznie.
No to kopmy. Weźmy łopatę i poszukajmy głębiej ukrytego skarbu duchowego. Niestety, nic specjalnego nie znajdziemy w samej wyizolowanej od całości nauczania Jezusa przypowieści. Czy to znaczy, że przypowieść została niefortunnie zredagowana przez Ewangelistę Mateusza? Niekoniecznie.
Z drugiej strony cały czas coś tu zgrzyta, jak piasek w zębach beduina na pustyni. Pan rozdziela majątek według swej wiedzy o zdolnościach swych sług do jego pomnażania. Dlaczego jest wobec powyższego tak bezwzględny dla sługi, w którego umiejętności od samego początku powątpiewał? Dlaczego nie ma dla niego Miłosierdzia po swym powrocie z wyprawy? Bo - jeszcze raz to podkreślę - pan to nie Bóg. To ziemski oligarcha i tyle.
Moglibyśmy się doszukiwać tu paraleli do porządku boskiego, gdyby zdarzyło się coś niespodziewanego. Gdyby na ten przykład, sługa, co dostał pięć talentów - zakopał je, a ten, co dostał jeden - pomnożył, albo - gdyby nie było mowy o bankierach, dałoby się dokopać do nadziei sensu boskiego porządku. A tu nic, poza płaczem i zgrzytaniem zębów, nie wyłania się zza węgła losu dla słabo uposażonego w zdolności do pomnażania majątku. Pan mało mu dał i jeszcze zapomniał "dać" talentu do pomnażania talentów. Taki nie może być Ojciec Niebieski. To wybitnie cesarska sprawiedliwość, prawda?
Moglibyśmy się doszukiwać tu paraleli do porządku boskiego, gdyby zdarzyło się coś niespodziewanego. Gdyby na ten przykład, sługa, co dostał pięć talentów - zakopał je, a ten, co dostał jeden - pomnożył, albo - gdyby nie było mowy o bankierach, dałoby się dokopać do nadziei sensu boskiego porządku. A tu nic, poza płaczem i zgrzytaniem zębów, nie wyłania się zza węgła losu dla słabo uposażonego w zdolności do pomnażania majątku. Pan mało mu dał i jeszcze zapomniał "dać" talentu do pomnażania talentów. Taki nie może być Ojciec Niebieski. To wybitnie cesarska sprawiedliwość, prawda?
Nie inaczej. Wprawdzie i Bóg jednemu daje pięć, drugiemu dwa, trzeciemu jeden talent. Ale dlaczego? Czy Jezus gdzieś wyjaśnia ten problem? A czy wyjaśnia ten, że gdy rozejrzysz się dookoła siebie, to pewnie znajdziesz również i takich nieszczęśników, którym przypadło zero talentów w udziale od Boga. Urodzili się w slamsach jako rasa wykluczonych albo z chorobami dziedzicznymi, które pozbawiły ich nadziei na normalne życie. Dlaczego? Co i jak mają pomnażać? Nie dostali nic, więc nic nie pomnożą. Problem ten rozjaśnia częściowo "Przypowieść o bogaczu i Łazarzu".
Myślisz, że twarde są te interpretacje dla przypowieści o talentach? Tak się nie godzi przecież szargać świętości nauczania Jezusa Chrystusa? Niekoniecznie coś szargam. Z przypowieściami jest tak, że trzeba je zobaczyć w szerszym kontekście innych przypowieści i całości nauczania. Ewangeliści dają nam aż nazbyt wiele możliwości i okazji, żeby rozbić w drobny pył złowrogie interpretacje o Bogu, który bywa niesprawiedliwy a na dodatek mściwy.
Spośród wielu wybiorę na użytek niniejszego eseju przypowieść o ptakach niebieskich i liliach:
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie.
Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić; ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia?
A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie o wiele pewniej was, małej wiary?
Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przy odziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.
Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy”.
Mt 6,24-34.
A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie o wiele pewniej was, małej wiary?
Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przy odziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.
Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy”.
Mt 6,24-34.
I oto pojawia się nowy kontekst. Na tym świecie jest tylko dwóch panów: Bóg lub Mamona. Nie da się służyć obu naraz. Trzeba wybrać tego właściwego dla siebie i jemu służyć z całych swoich sił i całym sercem swoim..
Poprzednie złowieszcze słowa narodziły się w duchu nauczania osób, które postanowiły wprost lub z ukrycia służyć Mamonie. Nawet gdy zapalały Panu Bogu świeczkę, to gdzieś tam w sercu tlił się cały czas ogarek dla Mamony.
Mamona to pan życia i śmierci - bez litości dla własnych sług. Daje i wymaga, by pomnażać, co dała. Tych, co nie pomnożą wyrzuca, gdzie płacz i zgrzytanie zębów. Nie interesuje się przy tym zbytnio kwestiami dobra i zła, kosztów i cen, prawdy i kłamstwa. Każda droga do celu, jakim jest pomnażanie talentów, ma priorytet.
Krzyczy i żąda: pomnażaj, pomnażaj, bo zostaniesz rozliczony i ukarany za nieefektywność, brak wydajności, brak pomysłów. Namnażaj więcej i więcej - dóbr lub krzywd, słów lub kłamstw, sprawiedliwości lub niesprawiedliwości. W sumie to nieważne, co namnażasz - liczy się zysk. Mamona musi mieć zysk, żeby rosnąć i powiększać własne imperium. Drugą stroną medalu jest wyzysk. Dla panów zysk, dla sług wyzysk - oto najkrótszy kurs jazdy w szkole Mamony.
Mamona to pan życia i śmierci - bez litości dla własnych sług. Daje i wymaga, by pomnażać, co dała. Tych, co nie pomnożą wyrzuca, gdzie płacz i zgrzytanie zębów. Nie interesuje się przy tym zbytnio kwestiami dobra i zła, kosztów i cen, prawdy i kłamstwa. Każda droga do celu, jakim jest pomnażanie talentów, ma priorytet.
Krzyczy i żąda: pomnażaj, pomnażaj, bo zostaniesz rozliczony i ukarany za nieefektywność, brak wydajności, brak pomysłów. Namnażaj więcej i więcej - dóbr lub krzywd, słów lub kłamstw, sprawiedliwości lub niesprawiedliwości. W sumie to nieważne, co namnażasz - liczy się zysk. Mamona musi mieć zysk, żeby rosnąć i powiększać własne imperium. Drugą stroną medalu jest wyzysk. Dla panów zysk, dla sług wyzysk - oto najkrótszy kurs jazdy w szkole Mamony.
Nic się nie ostoi na tym świecie ze świętości, gdy zostanie wprzęgnięte w służbę dla Mamony. Mamona pożera sacrum i buduje profanum, również tam, gdzie nie powinna, również w miejscach, gdzie człowiek powinien wznosić się do Boga.
Pod skrzydłami mamony nauka wytworzy dyktaturę wszechogarniającego kłamstwa, religia się spartaczy wokół pozorów duchowości i pustych rytuałów, ekonomia zbuduje piramidy bogactwa dla oligarchów i nędzy dla reszty, polityka, zamiast być służbą publiczną, stanie się sztuką hipokryzji i kłamstwa. Mamona buduje wykrzywiony świat dla ludzi, którzy mają trafić pod skrzydła demonów.
Pod skrzydłami mamony nauka wytworzy dyktaturę wszechogarniającego kłamstwa, religia się spartaczy wokół pozorów duchowości i pustych rytuałów, ekonomia zbuduje piramidy bogactwa dla oligarchów i nędzy dla reszty, polityka, zamiast być służbą publiczną, stanie się sztuką hipokryzji i kłamstwa. Mamona buduje wykrzywiony świat dla ludzi, którzy mają trafić pod skrzydła demonów.
"Tam skarb twój, gdzie serce twoje." Tam talent twój, gdzie rodzi się miłość.
Skarb masz w królestwie niebieskim, serce twoje zacznie skłaniać się ku Bogu, nawet pośród sług Mamony. Talent twój, jego ukryty sens odsłoni się dopiero oświetlony płomieniem miłości, która płynie z serca do serca - przekazywana jako prosty odcisk pieczęci Boga. To zupełnie inny świat. Świat cierpliwości, pokory i wytrwałości.
Skarb masz w królestwie niebieskim, serce twoje zacznie skłaniać się ku Bogu, nawet pośród sług Mamony. Talent twój, jego ukryty sens odsłoni się dopiero oświetlony płomieniem miłości, która płynie z serca do serca - przekazywana jako prosty odcisk pieczęci Boga. To zupełnie inny świat. Świat cierpliwości, pokory i wytrwałości.
Jesteś jak lilia polna. Rośniesz. Jesteś jak ptak niebieski - śpiewasz sam z siebie. Tao - czyli droga - życia, jak każda prawda odwieczna, wyłania się samoistnie w twoim umyśle i sercu. Dusza wyczuwa swego Boga. Otrzymałeś talenty i one samoistnie rozwijają się, gdy dojrzewasz do miłości i służby, gdy odkrywasz własne powołanie, poznajesz tajemnicę drogi, którą powinieneś przemierzyć w poszukiwaniu pełni życia, sensu, prawdy i wolności. To naprawdę zupełnie inny świat. W takim świecie żył Jezus, gdy chodził jeszcze po ziemi.
Mamona nie ma nic wspólnego z Tao. Jest kanciasta. Kantuje - na każdym kroku - każdego, kto jej służy. Mami obietnicami bez pokrycia. Wzywa do budowania piramid, do stawania w karnym szeregu hierarchii panów i sług.
Tak, Mamona ma talent do omamiania, do łapania swych ofiar w sieć matriksu. Daje wiele. Blichtr i władzę, pochwały i sukces. Do czasu.
Tak, Mamona ma talent do omamiania, do łapania swych ofiar w sieć matriksu. Daje wiele. Blichtr i władzę, pochwały i sukces. Do czasu.
Czas jednak zawsze przemija. Zza horyzontu życia wyłania się wieczność. Wieczność jest sprawiedliwa. Kończy się życie w jednym świecie, zaczyna w drugim. Membrana śmierci przepuści na drugą stronę, nie to, co ty chcesz, lecz, co trzeba: esencję miłości, prawdy, dobra i piękna, uczynków i słów, które zapisałeś w księdze życia. A co przepuści, gdy Mamona zabiła wszystko co dobre, piękne i prawdziwe w twoim życiu?
Odpowiem prosto: przepuści, co zasiałeś. Przepuści zło, które wyrządziłeś innym - pomnażając własne talenty. Siałeś Mamonę dla własnych korzyści, lecz jej nie zabierzesz ze sobą, nie użyjesz do dalszego pomnażania dóbr na tamtym świecie.
No to jak jest z tymi talentami? Jak z tymi sługami i panami?
Odpowiem prosto: talenty trzeba przesiewać przez sito wartości. Jeśli w talentach, które otrzymałeś od Stwórcy Nieba i Ziemi, nie zasiejesz ziaren prawdy, dobra i piękna, są to gówniane talenty. Nie wiadomo nawet, czy w służbie u Mamony lepiej je pomnażać, czy nie?. Służyć trzeba Bogu, nie Mamonie. Pierwsze sito nie jest jednak jedynym.
Drugie sito, miłości, wskazuje na intencję pomnażania talentów. Jeśli nie ma w nim drugiej osoby, z którą chcesz się podzielić owocami własnej pracy, twórczości, innowacyjności, inwestycji, własności lub są tam osoby, które musiałeś ograbić z talentów i własności, żeby mieć więcej dla siebie, to nie licz na nic więcej niż otchłań Mamony.
Mamona dawała, by zabrać. Mamiła, by omotać. Była pierwsza tu, będzie i tam, po śmierci. Tam jednak weźmie ze sobą pustą duszę pogrobowca, ograbioną i mroczną. I w zamian da tylko otchłań .
Tao odwiedza otchłań. Nikt nie wie, co tam porabia, bo trudno stamtąd powrócić do naszego świata. Ale znając co nieco Tao, nie zdziwiłbym się, gdyby uczyło nieszczęśników, którzy tam upadli, jak zdobyć talent do nowego życia. Po eonach cierpienia.
Tao odwiedza otchłań. Nikt nie wie, co tam porabia, bo trudno stamtąd powrócić do naszego świata. Ale znając co nieco Tao, nie zdziwiłbym się, gdyby uczyło nieszczęśników, którzy tam upadli, jak zdobyć talent do nowego życia. Po eonach cierpienia.