Pielgrzymka nie skończy się  wcześniej niż dopłyniesz  od źródła do oceanu. 
W oceanie staniesz się falą. Falującą osobą w harmonii innych falujących osób – w symfonii sfer niebieskich śpiewających taniec życia dla Boga.
Pokój niech z tobą będzie. Poddaj się woli bożej w strumieniu, nie czepiaj się wiru przy kamieniu.
Pozwól płynąć kropli do oceanu.  Ocean istnieje poza wizją, niedotknięty spazmem twoich niepokojów. 
Nie opieraj się. W przeciwnym wypadku, cała energia  zostanie zmarnowana na budowanie granic pomiędzy tobą a życiem. Wybudujesz staw, a nawet imperium. Po co? Dla kogo? Na jak długo?
Nawet w łóżku z ukochaną osobą, nie doświadczysz kwantowego orgazmu w komunii zjednoczenia dusz. 
Nawet jako gwiazda na koncercie rockowym, nie napełnisz swego wnętrza wiwatami i wyciem  twoich fanów. 
Nawet jako nowo wybrany prezydent kraju, nie zostaniesz dotknięty przez łaskę niewinnej radości. 
Nawet jako Rockefeller, w wizjach o potędze,  będziesz puszczał bąki śmierdzących dramatów.
W tym nie ma wolności. Puść to. Tylko pustą dłonią dotkniesz drugiego człowieka.
Popłyń jako wolna kropla wprost do oceanu. Bądź sobą – osobą. Samoświadomą iskierką Boga.